- Okradziono nas w biały dzień! - wtórował mu Mariusz Jop.
- Nie tylko nas, oszukano cały polski naród - dodał Paweł Golański. - I szkoda, że cały trud Artura poszedł na marne.
Ostatnie dni były dla Boruca niesamowicie stresujące. Na telefony do ciężarnej żony wydał fortunę, ale to mu się zwróci. Zresztą, już się zwróciło. Narodziny dziecka wprowadziły go w euforię, a w euforię wszystkich Polaków wprowadził już sam szczęśliwy ojciec. Wszystko zepsuł angielski łobuz, dyktując karnego z kapelusza w doliczonym czasie gry. 1:1 i nadzieje prysły.
Dwa lata temu, w nagrodę za to, że Boruc był naszym najlepszym piłkarzem na mistrzostwach świata w Niemczech, "Super Express" kupił mu gwiazdę na niebie. Wczoraj okazało się, że dla Boruca ta gwiazda jest bardzo szczęśliwa... Tylko sędzia był spod ciemnej gwiazdy.
W Celticu martwili się, że dobrze zagra
Przed EURO kibice i piłkarze Celticu martwili się, że Boruc może na turnieju zagrać... dobrze, bo wtedy to już na pewno nie zdołają go zatrzymać w Glasgow. Mają rację. Każdy mecz Polaków śledziło kilku trenerów czołowych klubów świata, którzy pojawiali się na stadionie tylko po to, aby obejrzeć Artura. Wprawdzie kilka dni temu działacze Milanu ogłosili, że nie stać ich na kupno kosztującego 10 milionów funtów Polaka, ale to już nieaktualne. I deklaracja, i cena. Bo Milan na pewno zdecyduje się jeszcze raz sprawdzić stan swojego konta, a działacze Celticu jeszcze podniosą kwotę odstępnego. Część z nowego kontraktu Boruc będzie chyba musiał oddać... Mariuszowi Jopowi i Marcinowi Wasilewskiemu, bo to głównie po ich koszmarnych błędach Artur mógł pokazać klasę.
Pozłacana kołyska od całej drużyny
- Jeśli strzelimy gola, to zrobimy kołyskę dla Artura - obiecywał dzień przed meczem Jacek Bąk. Wprawdzie w sensie dosłownym zespół nie dotrzymał obietnicy (Roger dziękował Bogu i wzniósł oczy do nieba), ale za te wszystkie interwencje drużyna powinna podziękować Borucowi, kupując pozłacaną kołyskę.
Komentatorzy zagranicznych telewizji nie mogli się powstrzymać od śmiechu, widząc w pierwszej połowie nieporadność Mariusza Jopa. Niby futbol to zabawa, ale nam, Polakom, do śmiechu nie było. Na szczęście "Jopik" zakończył swój udział w meczu na pierwszej połowie i po przerwie graliśmy już w jedenastu. Było o wiele lepiej, gdyby nie podłość ze strony sędziego. To pierwszy przekręt na mistrzostwach. Szkoda, że naszym kosztem.
Ciągle mamy szanse...
Mimo skandalicznego sędziowania Howarda Webba, Polacy mają jeszcze szanse na awans do ćwierćfinału. Niestety, bardzo iluzoryczne. Po pierwsze: musimy pokonać Chorwatów, po drugie: Austriacy muszą wygrać z Niemcami. A i to nie wszystko. Polacy potrzebują zwycięstwa wyższego niż Austriacy. Wszystko po to, by ewentualnie wyprzedzić gospodarzy bramkami (w tym momencie Austriacy mają minimalnie lepszy bilans bramkowy: minus 1, Polska ma minus 2).