Po półfinale Pucharu Anglii (1:2) brytyjska prasa naśmiewała się z Polaka. Kpiła również z trenera Arsene'a Wengera, który bronił Łukasza, przekonując, że wciąż wierzy, iż jego podopieczny zostanie kiedyś jednym z najlepszych bramkarzy na świecie.
"W meczu z Liverpoolem Fabiański pokazał, dlaczego Wenger tak bardzo w niego wierzy" - przyznaje "Daily Telegraph". "Polak odkupił winy" - wtóruje "The Guardian". "Podniósł się po koszmarze, udowadniając, że Wenger miał jednak rację" - dodaje "The Sun", przyznając Łukaszowi bardzo wysoką notę (8) i uznając go za jednego z bohaterów spotkania.
W pierwszej połowie Liverpool zepchnął Arsenal do obrony, ale Fabiański bronił jak natchniony. - Był fantastyczny! - ocenia Wenger. Na przerwę piłkarze Arsenalu schodzili, prowadząc 1:0, ale później Fabiański aż cztery razy wyjmował piłkę z siatki. Jednak nie można go winić za żadną bramkę.
- W przerwie nikt chyba nie spodziewał się, że mecz skończy się wynikiem 4:4 - mówi Łukasz w wywiadzie dla ArsenalTV. - Kibice byli pewnie zachwyceni, ale my jesteśmy trochę rozczarowani, bo zwycięstwo wymknęło nam się z rąk w ostatniej chwili - dodaje bramkarz "Kanonierów", którzy stracili gola w doliczonym czasie gry.
- Czy zagrałem dobrze? Jeśli bramkarz daje sobie strzelić w meczu 4 gole, to trudno mówić, że spisał się dobrze. No ale to był naprawdę dziwny mecz. Po spotkaniu z Chelsea byłem zdołowany, te dwa dni były dla mnie okropne, czułem się winny, budziłem się rano i rozpamiętywałem tamte błędy - przyznaje Łukasz. - Nie było mi łatwo odbudować się psychicznie, dlatego chciałbym podziękować trenerom i kolegom z drużyny, bo bardzo mi pomogli, podnosząc mnie na duchu.