Jeszcze rok temu był największą gwiazdą polskiej reprezentacji. Teraz Ebi Smolarek znalazł się na zakręcie. - Ale nie oglądam się za siebie, nie żałuję żadnej decyzji. Taki już jestem - mówi rezerwowy Boltonu Wanderers.
- Uśmiechasz się od ucha do ucha. Tak się cieszysz, że przyjechałeś na kadrę?
- No pewnie. W klubie za dużo nie gram, a tu może będzie lepiej.
- Ale ostatnio wreszcie zacząłeś grać. Co prawda wchodzisz z ławki i w końcówkach meczów, ale zawsze.
- Tak, jest coraz lepiej (śmiech). Naprawdę ciężko jest wejść na boisko, gdy mecz już jest praktycznie przegrany, i pokazać się z dobrej strony.
- Siłą tej reprezentacji są cały czas gracze, którzy w klubach na ogół nie grają. Nie martwi cię to?
- Nie. Przecież nie jest tak, że nie gramy w klubach specjalnie (śmiech). A zresztą ten problem mamy od dawna, ale jakoś sobie radzimy. Ja na przykład się świetnie czuję, jestem zdrowy, gotowy do gry, trenuję normalnie i to, że grzeję ławę, nie ma nic wspólnego z moją formą.
- A z czym?
- O to już trzeba zapytać trenera Boltonu.
- Reprezentacja pomoże ci przekonać go, że warto na ciebie stawiać?
- Nie wiem, czy tutaj dostanę szansę, a nawet jak zagram z Walią, to też nie wiadomo, czy szkoleniowiec Boltonu się w ogóle tym zainteresuje.
- Łudzisz się jeszcze, że zrobisz karierę w Premier League?
- Jeżeli to będzie wyglądało tak jak teraz, to na pewno nie. Moja sytuacja jest taka, że po tym sezonie będę miał jeszcze przez dwa lata ważny kontrakt z Racingiem, a Hiszpanie dali mi sygnał, że mam wracać. No to wracam.
- Żałujesz, że poszedłeś do Boltonu?
- Nie.
- Ale przyznasz chyba, że od kiedy odszedłeś z Borussii Dortmund, twoja kariera jest na równi pochyłej.
- To wasza ocena. Ja niczego nie żałuję. Podejmuję decyzje i nie oglądam się za siebie.
- W Anglii za dużo słońca nie masz, a ostatnio śnieżyce nawet były...
- Ostatnio to ja byłem w Dubaju i cieplej tam było niż tu, w Portugalii. Tylko nie piszcie, że na wakacjach byłem, bo pojechałem tam z Boltonem.
- A jak ci się żyje w Anglii?
- Bardzo fajnie. Mieszkam w takim wielkim wieżowcu, bardzo wysoko. Tak wysoko, że fotoreporterzy i dziennikarze nie mogą mnie dosięgnąć.