Wawrzyniak został złapany 5 kwietnia. Kilka dni wcześniej wrócił ze zgrupowania kadry, podczas którego miał zażywać medykament spalający tkankę tłuszczową. Jak zeznał wczoraj, zrobił to, żeby uniknąć kary finansowej za 2 kilogramy nadwagi (po powrocie z reprezentacji piłkarze Panathinaikosu są zawsze ważeni).
- Zrobiłem straszną głupotę, że nie poinformowałem o tym klubowego lekarza, ale nie miałem złych intencji. Wierzę w sprawiedliwość i proszę o wyrozumiałość. Władze Panathinaikosu uwierzyły mi, więc mam nadzieję, że tak samo będzie i teraz - zaapelował do sądu Kuba.
"Ateńskie Koniczynki" rzeczywiście stoją za Polakiem murem. Klubowy adwokat przekonywał wczoraj w sądzie, że piłkarz nie powinien zostać w ogóle ukarany. Argumentował, że wykrytej substancji (4-metylo-2-heksoanamina) nie ma na liście Światowej Agencji Antydopingowej (WADA). Wspomniana jest jedynie w specjalnym raporcie tej fundacji. Co prawda, jest to związek bardzo podobny składem i działaniem do efedryny, ale zdaniem adwokata przy tak niewielkim jej stężeniu nie może być mowy o świadomym stosowaniu dopingu.
- Kolega z reprezentacji polecił mi ten specyfik i brałem go przez dwa dni. Przestałem, gdy moja waga wróciła do normy. Nie miałem pojęcia, że robię coś złego. Nie karzcie mnie za lekkomyślność, pozwólcie mi dalej grać w piłkę w Panathinaikosie - błagał sędziów Wawrzyniak.
Który z reprezentantów zrobił mu taką niedźwiedzią przysługę? - Nie chcę go w to mieszać - odmawia podania nazwiska Wawrzyniak. Ciekawe, co myśli sobie teraz ten "geniusz", gdy koledze grozi dyskwalifikacja? I czy on też odchudzał się w ten sposób...?