"Super Express": - Co czułeś przed swoim debiutem w polskiej reprezentacji?
Sebastian Boenisch: - Już w momencie nakładania koszulki polskiej reprezentacji i wyjścia na rozgrzewkę czułem duże emocje. Później, gdy kibice śpiewali hymn, dostałem gęsiej skórki.
- W pierwszych minutach meczu sprawiałeś wrażenie mocno zdenerwowanego...
- Może tak to wyglądało, ale czułem się pewnie. Był nerwowy moment, gdy ryzykownie podałem głową do Boruca, ale uznałem, że jest to jedyne wyjście.
- Po przerwie mocno mobilizowałeś kolegów. Czułeś, że są w dołku po ostatnich meczach i słabych wynikach?
- To nie miało związku z wynikami poprzednich meczów. Graliśmy w pierwszej połowie dobrze, Ukraina nie zagroziła nam praktycznie ani razu i chciałem dodać kolegom otuchy przed drugą połową.
Przeczytaj koniecznie: Andy Murray odpadł z turnieju
- Przy stałych fragmentach podchodziłeś pod bramkę rywala i prawie udało ci się strzelić gola głową.
- Ćwiczyliśmy to na treningach. Jestem wysoki, więc trener Smuda kazał mi ruszać do przodu przy stałych fragmentach. Wtedy z tyłu asekurują mnie Żewłakow i Bandrowski. Mam nadzieję, że w meczu z Australią będę to robił z lepszym skutkiem. Może nawet strzelę gola.
- Koledzy z kadry urządzili ci jakiś chrzest jako debiutantowi? Musiałeś się jakoś wkupić do drużyny?
- Nic takiego nie było. Ale niech pan tego nie pisze. Może zapomnieli o tym, a teraz sobie przypomną i jeszcze coś mi wymyślą (śmiech).
- Jesteś zadowolony ze swojego debiutu?
- Oceniam go pozytywnie. Myślę, że swoją stronę boiska zabezpieczałem dobrze, a kilka razy udało mi się dobrze zagrać w ofensywie. Zagraliśmy dobry mecz przeciwko dużo bardziej doświadczonej drużynie. My jesteśmy młodym zespołem i sądzę, że z każdym meczem będziemy grali lepiej.
Patrz też: Świderski szalał w gokarcie
- Uczciłeś jakoś z kolegami swój debiut w reprezentacji?
- Tylko wspólną kolacją. Zjedliśmy polskie danie - barszcz i pierogi z mięsem. Później chciałem odpocząć, bo przed nami już we wtorek kolejny mecz.