Najpierw wydawało się, że Milik trafi do Juventusu. Gdy ta opcja upadła, 26-latek był bliski przenosin do Romy, ale jego przeprowadzka również i do Wiecznego Miasta nie została zrealizowana. Do samego końca okna transferowego Polak szukał nowego zespołu, lecz ostatecznie ku furii Napoli nie porozumiał się z żadnym. Teraz czekają go co najmniej trzy miesiące spędzone na trybunach i konieczność poszukiwania ekipy pod kątem styczniowego okna transferowego.
Kumple Lewandowskiego POLEGLI NA DRZEWIE! Tego się nie spodziewali
Kogo należy winić za taki stan rzeczy? - Nie chcę podawać szczegółów i nazw drużyn. Wyjaśnię to inaczej. Żeby transfer doszedł do skutku, do porozumienia muszą dojść zawodnik i oba kluby. Z mojej strony było zielone światło. Nie dogadały się kluby. I zostałem w Neapolu. Do ostatnich godzin okna transferowego ważyły się moje losy. Gdyby o mojej przyszłości miały decydować kwestie finansowe, to przedłużyłbym kontrakt z SSC Napoli. Otrzymałem propozycję na bardzo dobrych warunkach - wyjaśnił Milik dla portalu "Sportowe Fakty".
I dodał: - Od początku byłem nastawiony pokojowo, żeby rozstać się w zgodzie. Nie robiłem nikomu pod górkę. Nie można winić zawodnika, że nie odszedł, skoro nie był temu winny. Napoli nie porozumiało się z drużynami, do których ja chciałem pójść. Myślę, że żaden piłkarz nie doprowadziłby celowo do sytuacji, w której miałby spędzić kilka miesięcy na trybunach. Nie jest to dla mnie miła wiadomość.