Karolina Naja i Anna Puławska z medalem

i

Autor: TVP 1 screen Karolina Naja i Anna Puławska z medalem

Srebrne kajakarki Karolina Naja i Anna Puławska: Wiedziałyśmy, że mamy moc! [ROZMOWA Z MEDALISTKAMI]

2021-08-03 8:17

Polskie kajakarki Karolina Naja i Anna Puławska we wspaniałym stylu wywalczyły srebro na dystansie 500 m. Przegrały tylko z bardzo mocnymi rywalkami z Nowej Zelandii. Dla Karoliny Naji to już trzeci medal wywalczony na trzecich kolejnych igrzyskach po dwóch brązach w Londynie (2012) i Rio (2016). Do sportu wróciła po urodzeniu dziecka. Co wicemistrzynie olimpijskie powiedziały po ceremonii dekoracji? Poniżej rozmowa z medalistkami.

- Od początku do końca kontrolowałyście przebieg finałowego wyścigu?

Anna Puławska: - Miałyśmy skrajny tor, więc trener przed startem powiedział nam: "Dziewczyny, to teraz płyniemy w tunelu". I faktycznie tak było. Wiedziałyśmy, że po lewej stronie nikogo nie będzie i po prostu płynęliśmy swoje. Miałyśmy wytrenowany ten wyścig. Na każdym treningu z największymi szczegółami się do niego przygotowywałyśmy, więc wiedziałyśmy, że jak popłyniemy swoje, to na mecie będzie radość.

Karolina Naja: W środku dystansu wiedziałam, że jest dobrze. Najbardziej się bałam, że na tym skrajnym ósmym torze pod koniec będą nam przeszkadzały odbijające od brzegu fale. Wiało z prawej strony w plecy tak mocno, że ciężko było dobrze ustawić łódkę w pozycji startowej. A wiedziałyśmy, że dobry start jest zazwyczaj naszym atutem. Na szczęście poradziłyśmy sobie i potem już płynęłyśmy swoje. Wiedziałyśmy, że przedbieg i półfinał jechałyśmy z rezerwą. A w finale nie było już nad czym się zastanawiać. Popłynęłyśmy mocno od samego początku.

- Na mecie była wielka radość, ale też wyglądałyście jakby ten srebrny medal nie był dla was żadnym zaskoczeniem.

K. Naja: Bardzo mocno wierzyłyśmy w siebie. Wiedziałyśmy, że mamy tę moc i jesteśmy świetnie przygotowane. Szczególnie zeszły rok nas bardzo wzmocnił. Ani na moment w siebie nie zwątpiłyśmy, choć tym razem konkurencja była bardzo mocna, bo z każdego kraju mogły startować po dwie reprezentacyjne łódki, a Węgierki są zawsze bardzo mocne i wiadomo było, że obie ich osady powalczą o podium (zajęły trzecie i czwarte miejsce, red.). Ale wiedziałam też, że biegi finałowe z Anią są bardzo wyjątkowe, że w nich jest ogień i trzeba zawsze na nie cierpliwie czekać.

- Dlaczego finały z Anią są wyjątkowe?

K. Naja: Bo Ania się sprzedaje tylko w finałach (śmiech). Co nie znaczy, że w przedbiegach i półfinałach się obija, wręcz przeciwnie!

A. Puławska: Pokazuję swoją moc kiedy trzeba (śmiech).

- Karolina, ty zdobyłaś medal na trzecich kolejnych igrzyskach. Jak na polski sport, to niesamowita regularność...

K. Naja: To też zasługa naszego trenera Tomasza Kryka, który od dawna stawia na to, żeby w kadrze była bardzo obszerna grupa dziewczyn i stara się je bardzo równo traktować. Te młodsze wchodzące do kadry i te starsze, które wspierają młodsze, pokazując im jak to powinno być. Te medale to efekt tego systemu, bo gdyby nie było tak obszernej kadry, zaplecza i wsparcia tych młodszych dziewczyn, to nie miałabym z kim startować na takim poziomie. Ania to młoda i utalentowana zawodniczka. Idealnie się wbiła w te igrzyska.

- Wasz trener Tomasz Kryk zdradził, że ta grupa dziewczyn jest taka silna, że nawet ty Karolina byłaś na granicy wypadnięcia z niej.

K. Naja: Ja swoje przeżyłam i wiem. Trener mógł mieć wątpliwości co do mojej osoby, bo zeszły rok był specyficzny dla wszystkich sportowców, a dla mnie szczególnie ciężki, bo wracałam po urodzeniu dziecka. A jak przesunęli igrzyska o rok, to spowodowało to lekkie załamanie i podświadome odpuszczenie poprzedniego roku, żeby wykrzesać najwięcej sił teraz.

- Który z tych trzech medali najlepiej smakował?

K. Naja: Każdy z nich miał inną historię. Pierwszy medal był dla mnie bardzo cenny, bo zdobyłam go jako młoda zawodniczka, tak jak teraz Ania. Ten drugi kojarzy mi się z presją, bo przez całe czterolecie na wszystkich mistrzostwach świata i Europy zawsze z Beatą Mikołajczyk stawałyśmy na podium i wszyscy wymagali od nas, żeby to samo było na igrzyskach. A droga do tego trzeciego medalu w Tokio była zupełnie inna, bardzo specyficzna, dużo trudniejsza, bo po urodzeniu dziecka, z którym wyjeżdżałam długo na zgrupowania.

- Wioślarki godzinę po wywalczenia srebra wciąż szalały ze szczęścia. Wy wyglądacie na zaskakująco spokojne...

A. Puławska: Kumulujemy te emocje, bo wiemy, że przed nami jest jeszcze walka o medal w czwórce, a zaczynamy już w czwartek, więc musimy oszczędzać energię. Tym bardziej, że pogoda jest tutaj dość męcząca. Jesteśmy bardzo szczęśliwe, ale też zmęczone wyścigiem. Przed nami walka w czwórce i ten medal to już jest historia. W głowach już mamy kolejny cel i tam też chcemy pokazać, że mamy moc.

- W czwórce też jest duża szansa na medal?

A. Puławska: - Jest to nowa czwórka, nigdzie jeszcze w tym składzie nie startowałyśmy. Każda z nas na jedynkach jest bardzo dobrze przygotowana, pozostałe dwie dziewczyna nam dorównują, więc powinno być dobrze.

- Komu dedykujecie ten medal?

A. Puławska: Całej mojej rodzinie i wszystkim kibicom. I Karolinie mojej kochanej (Puławska mówiąc to, wpada w objęcia Naji, red.)

K. Naja: Przede wszystkim mojemu partnerowi Łukaszowi, który przez ostatni rok pełnił funkcję mamy. Wyjeżdżałam już wtedy na zgrupowania bez dziecka i nie było to łatwe. Wcześniej żartował, że gdyby nie on, to bym tych poprzednich medali nie zdobyła. A teraz śmiało można powiedzieć, że gdyby nie jego wsparcie i namawianie mnie, żebym wróciła do sportu, to pewnie nie byłoby mnie tutaj dzisiaj. I oczywiście dziękuje też Ani Puławskiej. W magiczny sposób się kiedyś spotkałyśmy na treningu. Był taki moment, że chciałam coś z plecaka, ale nie powiedziałam tego na głos, a Ania to po prostu wyciągnęła i mi dała. Już nawet nie pamiętam co to było, ale spojrzałam na nią zdziwiona i zapytałam: "Czy ja to powiedziałam na głos?". A ona odparła, że nie.

Tokio, Michał Chojecki

Najnowsze