Klaus Fischer w 1978 zagrał przeciwko Polakom w meczu otwierającym mundial w Argentynie. Trzy lata później strzelił nam gola na Stadionie Śląskim w towarzyskim spotkaniu, wygranym przez reprezentację RFN 2:0. W finałach mistrzostw świata w Hiszpanii wywalczył z nią „srebro”. Trzeci strzelec w historii Bundesligi opowiada nam o snajperskich wyczynach Roberta Lewandowskiego, a także o martwi się reprezentacją Niemiec.
„Super Express”: - Do katarskiego mundialu zostało nam pół roku. Czy pana rodacy mogą powtórzyć wasz sukces sprzed 40 lat?
Klaus Fischer (były reprezentant Niemiec, trzeci strzelec w historii Bundesligi): - Mam duże wątpliwości. Z grupy wyjdziemy, ale co potem? Mogą być problemy. Byłoby pięknie zagrać co najmniej w półfinale, ale boję się, że barierą może być już ćwierćfinał. Byłbym spokojny, gdyby Niemcy w swej kadrze mieli takiego napastnika, jak Robert Lewandowski. Ale, niestety, Lewandowskiego u siebie w drużynie nie mamy.
- Reprezentacja Niemiec – wcześniej RFN – zawsze miała supersnajperów: Gerda Müllera, Klausa Fischera, Karla-Heinza Rummenigge, Jürgena Klinsmanna, w nowszych czasach Miroslava Klose i Lukasa Podolskiego. Jak to się stało, że dziś takiego nie ma?
- Wymieniony przez pana Miro Klose był ostatnim klasyczną „dziewiątką” w naszej reprezentacji. Dziś takich piłkarzy po prostu w Niemczech nie wychowano. Wcześniej – przez dekady i lata – w każdej topowej drużynie ligowej był przynajmniej jeden klasowy rodzimy napastnik. Teraz selekcjonerowi trudno znaleźć takiego zawodnika, bo w Bundeslidze na tej pozycji grają przede wszystkim obcokrajowcy.
- Czym się wyróżnia Robert Lewandowski na tle obecnych niemieckich napastników?
- To typ snajpera, który jest w stanie strzelić gola nawet wtedy, gdy... właściwie nie ma sytuacji bramkowej. Może dlatego, że rolę środkowego napastnika i strzelanie goli trzeba po prostu kochać. I Robert to kocha! Inna rzecz, że taki zawodnik potrzebuje w zespole kolegów, którzy go obsłużą dobrym podaniem. „Lewy” maa takich w Bayernie. Natomiast – moim zdaniem – brakuje mu ich w reprezentacji Polski. „Jedna jaskółka wiosny nie czyni” - sam Lewandowski nie wystarczy, by Polacy mogli powtórzyć sukces z mundialu w Hiszpanii, gdzie zagrali w półfinale.
- A kto – pana zdaniem – będzie mistrzem świata?
- Jest kilka drużyn, które zawsze mają dobre i silne ekipy: Brazylia, Hiszpania, Francja. Jeżeli miałbym postawić na jedną drużynę, to byliby to Francuzi. Karim Benzema – w przeciwieństwie do „Lewego” – ma w kadrze dużą liczbę partnerów, którzy potrafią dograć mu piłkę, stworzyć doskonałą okazję bramkową.
- Komplementuje pan Polaka, ale to właśnie on zabrał panu pozycję wicelidera w klasyfikacji najlepszych snajperów w historii Bundesligi. Był pan zły na niego?
- Nie. To normalna sprawa w sporcie: futbol wciąż się rozwija, pojawiają się nowi, znakomici piłkarze. Ja grałem w zupełnie innych czasach; dziś mamy „prawo Bosmana” i po zakończeniu kontraktu zawodnik ma prawo wybrać sobie nowego pracodawcę. Za moich czasów transfer – również do lepszej drużyny – nie był prostą sprawą. Robert zawsze grał w Niemczech w świetnych ekipach: w Borussii i w Bayernie, w otoczeniu znakomitych partnerów, i perfekcyjnie wykorzystywał wszystkie okazje na gola. Jestem przekonany, że stać go nawet na przegonienie Gerda Müllera; pod jednym warunkiem oczywiście – że zostanie w Monachium. On daje z siebie wspaniałą jakość, ale też po prostu znajduje się w doskonałym miejscu; jest świetnie „zaopiekowany” w drużynie. Właściwy człowiek we właściwym miejscu!
- Podsumowując: „Lewy” nie powinien odchodzić z Bayernu do Barcelony?
- Ważne jest, by grać w drużynie, w której wszystko funkcjonuje właściwie. Taki zespół jest w tej chwili w Bayernie, natomiast nie ma go – moim zdaniem – w Barcelonie. Pieniądze? Lewandowski ma dziś 34 lata, w Monachium zarabia bardzo dobrze, i dobrze czuje się w zespole. Gdyby zmiana klubu nastąpić miała tylko ze względów finansowych, odradzałbym mu ten krok.
Antoni Piechniczek: Mówiąc o Messim "Leśny Dziadek" nie chciałem mu dokuczyć [WYWIAD]