Niemiecki tabloid "Bild", mający bodaj najlepszych informatorów w bawarskim teamie, zasugerował, że Lewandowski za swój nieoczekiwany wyskok zapłaci karę finansową. Ma zaboleć, tak jak w 2009 roku zabolała Phillippa Lahma, który również nie pozostawił suchej nitki na swoich kolegach i pracodawcach. Wówczas Niemiec zmuszony był wpłacić do kasy klubowej aż 50 tysięcy euro. Teraz "Lewego" może czekać realizacja jeszcze wyższego czeku, bo w Monachium nikt nie kryje, że słowa Polaka zabolały władze klubu. I wprowadziły w strukturach klubu potężny chaos informacyjny.
Były kapitan Bayernu Monachium: Monachijczycy powinni pozbyć się Roberta Lewandowskiego
Tyle że w Niemczech nikt nie ma wątpliwości co do intencji naszego napastnika. To nie troska o dobro klubu, to walka o... transfer. Lewandowski już tego lata próbował zmienić klub. Bayern wystosował wówczas oświadczenie, w którym wystraszył inne kluby. Zagroził bowiem procesem sądowym, gdyby okazało się, że ktokolwiek za plecami monachijczyków rozpoczął negocjacje z piłkarzem. Piłkarzem, który zdaniem władz Bawarczyków był absolutnie "nie na sprzedaż".
Tym razem starania o transfer rozpoczęły się więc wcześniej. A wszystko z powodu długiego kontraktu, który ma Lewandowski. Polak wolnym piłkarzem stanie się bowiem dopiero w czerwcu 2021 roku. Chociaż, jak dodali dziennikarze "Bilda", kontrakty w futbolu ważne są tak długo, jak długo piłkarz chce grać w danym klubie.