„Super Express”: - Jaka byłaby pana reakcja, gdyby przed rokiem ktoś powiedział, że Jagiellonia będzie wiceliderem?
Adrian Siemieniec: - Nie zastanawiałem się nad tym. Wiem, że moja żona mocno we mnie zawsze wierzyła i nadal mocno wierzy. Nigdy nie skupiam się na bujaniu w obłokach. Wierzę w to, co robię. Nigdy ze swoimi planami nie wychodzę zbyt daleko, bo to odciąga od tych najbliższych celów, a w konsekwencji od dobrej pracy, aby codziennie stawać się lepszym. Zdaję sobie sprawę, że to świetna i medialna historia, ponieważ wszystko odbyło się bardzo szybko.
- Jesienią wielu chwaliło Jagiellonię za odważny styl gry i wiele strzelanych goli. To duża odmiana w stosunku do lat poprzednich. Czy ta ewolucja wynikła z tego, że drużyna uwierzyła w pana projekt?
- Nasz styl ewoluował w trakcie rundy jesiennej. Jeżeli porównamy oba mecze z Rakowem, które traktuję jako swoistą klamrę, to zmianę widać gołym okiem. Uważam, że na początku sezonu nie graliśmy w piłkę tak, jak sami tego chcieliśmy. W pierwszych tygodniach wygrywaliśmy dzięki dyscyplinie, zaangażowaniu taktycznemu. Nie wszystkie punkty zdobyliśmy po efektownej grze, ale w żadnym momencie nie zwątpiliśmy w nasz projekt, tylko konsekwentnie robiliśmy swoje. Naturalnie, dobre wyniki, pozycja w tabeli robiły swoje, przez co drużyna łatwiej przyswajała naszą filozofię.
- Czy trudno było przekonać do niej piłkarzy?
- Wszyscy od początku zdawali sobie sprawę, że nie da się zrobić efektu „na już”. Budowanie drużyny, jej rozwój to proces, który trwa i to, co jest w nim niezbędne to dyscyplina oraz konsekwencja. Tak naprawdę, to codzienna, żmudna praca się obroniła, bo wielu zawodników rozwija się indywidualnie, co później ma przełożenie na boisku, już w kontekście całego zespołu. Poza tym w trakcie rundy dochodziło do przetasowań w formacjach. Przykładem może być Michał Sacek, który rozpoczynał sezon w środku pola, a od meczu z Ruchem występuje już jako prawy obrońca i bardzo dobrze wywiązuje się ze swoich zadań w tej strefie boiska.
- Eksplodował Bartłomiej Wdowik, progres zrobił Dominik Marczuk, a udanie wprowadzili się Hiszpanie Jose Naranjo i Adrian Dieguez. Rozwój którego z podopiecznych sprawił panu największą radość?
- Trudno mi wskazać jedno nazwisko. Jednak cieszę się z ich rozwoju nie tylko czysto sportowego, ale również osobowościowego. Jako sztab szkoleniowy dostrzegamy jak dojrzewają mentalnie, że nie boją się brać na siebie odpowiedzialności. Widzimy to później już podczas meczów. Poza tym każdy powinien dążyć do permanentnego rozwoju. Błędem, którego sport nigdy nie wybacza jest usadowienie się w strefie komfortu, poczucie własnej nieśmiertelności i przekonanie, że „ja już nic nie muszę”. Nam nie wolno zadowalać się tym, co już osiągnęliśmy, ale musimy stale iść przed siebie.
Bartosz Slisz obrał kurs na Amerykę. Tak pożegnał się z kibicami Legii Warszawa, co za słowa!
- Nad czym jeszcze musi pracować pana zespół?
- Dużo jest takich aspektów. Popełniamy błędy. Przykładem może być ostatni mecz z Puszczą Niepołomice. Najważniejsze, aby na koniec te błędy przeanalizować, znaleźć ich przyczynę i ją wyeliminować. Niewątpliwie jesienią kilka razy, mając rywala „na deskach” pozwalaliśmy mu wstać. Tak było z Puszczą, wcześniej z ŁKS-em, a w październiku mając wysokie prowadzenie w Krakowie daliśmy sobie strzelić dwa gole Cracovii, czym pozwoliliśmy jej „wrócić do gry”. Gdybyśmy potrafili dowieźć zwycięstwa nad beniaminkami, to zimowalibyśmy jako lider, ale to już za nami. Przeszłości nie zmienimy. Możemy jedynie wyciągnąć z niej wnioski.
- Jest pan najmłodszym szkoleniowcem w ekstraklasie, ale mówienie o panu w kategorii „żółtodzioba” byłoby sporą niesprawiedliwością, uwzględniając lata spędzone u boku Ireneusza Mamrota i wyniesione doświadczenia. Czy ta liga jest w stanie jeszcze czymś pana zaskoczyć?
- Nie chciałbym, aby ta liga mnie czymś zaskoczyła, ale chciałbym tę ligę czymś jeszcze zaskoczyć. To oznaczałoby, że się rozwijamy, wyznaczamy nowe trendy. Mam wrażenie, że liga rozwija się pod wieloma względami. Duży wpływ na ten rozwój ma młode pokolenie trenerów, którzy coraz częściej podejmują pracę w coraz lepszych klubach. Dzięki nim, ich wizji, drużyny są „jakieś”. Każda z fajnym, specyficznym dla siebie sposobem gry i funkcjonowania.
Jakub Moder wróci do reprezentacji Polski? Były kadrowicz zabrał głos w sprawie gwiazdy Brighton
- Co się jeszcze zmieniło?
- Poza tym zwiększa się jakość zawodników, a kluby są w stanie utrzymywać swoje gwiazdy. Przecież jeszcze kilka lat temu runda lub sezon wystarczyły, aby wyróżniający się zawodnik stąd odchodził. Kluby robią wszystko, aby zachować u siebie gwiazdy, co finalnie wpływa na jakość meczów. Dzięki nowoczesnym stadionom zwiększa się komfort oglądania meczów, a coraz więcej klubów inwestuje w bazy treningowe. Oczywiście, nadal daleko nam do tych najlepszych w Europie. To nie znaczy, że poradziliśmy sobie ze wszystkimi problemami. Ale każda nowa baza, każde nowe boisko treningowe, to kolejny krok do przodu.
- Jagiellonia sięgnie po tytuł?
- Jesteśmy wiceliderem, do Śląska tracimy trzy punkty. Jednak nawet w obecnym położeniu nie myślę o tym, co będzie w maju. Skupiam się tylko na codziennej pracy. Zawsze interesował mnie najbliższy cel. Wychodzę z założenia, że rozwój odbywa się drobnymi krokami, które dają całościowy efekt.
Robert Lewandowski podtrzyma serię? Były kadrowicz o skuteczności gwiazdy Barcelony
Bilans trenera Jagiellonii:
* W ekstraklasie debiutował 10 kwietnia 2023 roku. Jagiellonia pokonała wtedy Lechię Gdańsk 1:0
* Bilans na poziomie ekstraklasy: 27 meczów, 14 zwycięstw, 7 remisów, 6 porażek, bramki 57-41, 49 punktów
* Bilans w Pucharze Polski: 3 mecze, 3 wygrane, bramki: 7-1
* Jesienią Jagiellonia zanotowała serię dziewięciu meczów bez porażki w Białymstoku (8 wygranych, remis)