"Super Express": - Musiał pan być mocno zdesperowany, skoro przyjął pan ofertę od będącego w beznadziejnej sytuacji Widzewa...
Artur Skowronek: - Wiadomo, że siedząc w domu, stęskniłem się za piłką, ale to nie było tak, że z pocałowaniem ręki przyjąłem pierwszą ofertę, jaka się pojawiła. Ten zespół ma zdecydowanie większy potencjał, niż pokazuje to jego pozycja w tabeli. Wierzę w swoje umiejętności i w tych chłopaków.
Zobacz również: Falcao nie zagra na MŚ w Brazylii! Dramat snajpera Kolumbii
- Jest pan młodszy od kilku piłkarzy, jak choćby Mielcarza czy Kaczmarka. Nie będzie problemów z dyscypliną?
- Wiek nie ma tu nic do rzeczy. Wysłałem już jasny przekaz - ja jestem szefem. To nie z tego, ile mam lat, będą mnie rozliczać szefowie, tylko z wyników. A autorytet trzeba sobie wyrobić pracą. Gdy do szatni wchodzi starszy, bardziej doświadczony trener z nazwiskiem, to na początku ma łatwiej. Potem jednak wszystko rozbija się o to, co szkoleniowiec ma do zaoferowania drużynie. A ja o swoje kwalifikacje jestem spokojny.
- Nie boi się pan, że powtórzy się scenariusz z Pogoni, gdzie miał pan świetną rundę jesienną, by już na początku wiosny stracić pracę?
- Jestem mądrzejszy o tamte błędy. Po jesieni było w Pogoni super. Potem zimą trochę z działaczami przysnęliśmy, bo wydawało się, że Bełchatów i Podbeskidzie już się nie wygrzebią i możemy spokojnie dograć sezon zawodnikami, którzy byli w kadrze. Jak się okazało, było to bardzo płytkie myślenie.
- Utrzyma pan Widzew w Ekstraklasie?
- Tak!
- Ale kim? Abbes rozwiązał kontrakt, Alex Bruno nie może wrócić z Brazylii, wzmocnień nie widać. Sam Visnakovs to może się okazać za mało...
- Spokojnie. Działacze pracują nad transferami i proszę mi wierzyć, że magia nazwy "Widzew" wciąż działa. Poza tym nasza kadra wcale nie jest taka słaba.
Przeczytaj także: Semir Stilić: Wierzę, że możemy być mistrzem Polski jeszcze w tym roku
- Pana poprzednik Rafał Pawlak podobno pracował za 4 tysiące złotych miesięcznie. Pan ma podobne pobory?
- O pieniądzach nie rozmawiam. Powiem tylko, że za bardzo szanuję samego siebie, aby pracować za kwoty, które w Ekstraklasie zwyczajnie nie przystoją.