Super Express: - Ostatnie dwa zwycięstwa sprawiły, że mogliście nieco odetchnąć?
Grzegorz Tomasiewicz: - Tak jak mówisz, te dwie wygrane, a wcześniej remis z w Białymstoku z Jagiellonią dały nam trochę spokoju. Mamy obecnie trzy punkty przewagi nad Podbeskidziem i to rywal musi martwić się o to, by nas dogonić. My musimy zachować pełną koncentrację i zdobyć w ostatnich dwóch meczach możliwie jak najwięcej punktów.
- Można chyba powiedzieć, że obudziliście się w idealnym momencie?
- Dokładnie tak. W rundzie jesiennej było zresztą podobnie. Wtedy też mieliśmy bardzo słaby początek, a z czasem zaczęliśmy grać zdecydowanie lepiej. W ostatnich tygodniach prezentujemy się całkiem nieźle i mam nadzieję, że potwierdzimy naszą dobrą dyspozycję w spotkaniach z Legią oraz Śląskiem.
Trener Podbeskidzia w rozmowie z „SE”: Zaszkodziła nam długa zima, ale się nie poddamy! [WYWIAD]
- Poprawa wyników zbiegła się w czasie ze zmianą szkoleniowca. Twoim zdaniem był to tzw. „efekt nowej miotły” czy po prostu filozofia trenera Gąsiora bardziej do was przemawia?
- Na pewno zmiana trenera miała na nas pozytywny wpływ. Każdy ponownie miał bowiem czystą kartę i trzeba było robić wszystko, aby przekonać nowego szkoleniowca do swoich umiejętności. Dzięki temu jako zespół byliśmy w stanie wykrzesać z siebie jeszcze więcej niż przedtem. Abstrahując jednak od wspomnianego przez ciebie „efektu nowej miotły” – trener Gąsior robi naprawdę znakomitą robotę i myślę, że widać to na boisku.
- Wrócę jeszcze na chwilę do thrillera, który zafundowaliście kibicom w Poznaniu. Wyrzuty z autu, po których strzeliliście dwie bramki były przez was trenowane czy była to czysta improwizacja?
- Tego typu stałe fragmenty gry ćwiczyliśmy już za kadencji trenera Leszka Ojrzyńskiego. Wychodziło nam to naprawdę dobrze i najwyraźniej trener Gąsior uznał, że w tym aspekcie nie ma sensu niczego zmieniać. Zawsze byliśmy groźni ze stałych fragmentów gry i bardzo się cieszę, że wciąż daje to efekty i zdobywamy dzięki temu bramki.
- Do utrzymania wciąż jednak daleka droga. Najpierw czeka was starcie z Legią, a w ostatniej kolejce zagracie z wciąż walczącym o puchary Śląskiem.
- Dokładnie tak. Mamy przed sobą dwa bardzo trudne mecze, w których będziemy musieli wznieść się na wyżyny naszych umiejętności. Mamy obecnie trzy punkty przewagi nad Podbeskidziem, ale to nie oznacza, że zapewniliśmy już sobie utrzymanie. Musimy być w pełni skupieni na dwóch ostatnich spotkaniach i zrobić absolutnie wszystko, aby ugrać w nich możliwie jak najwięcej punktów. Zespół z Bielska z pewnością łatwo nie odpuści. A jeśli wygra w sobotę z Wisłą Płock to przeskoczy nas w ligowej tabeli i piłeczka ponownie będzie po naszej stronie.
- W Legii spędziłeś w przeszłości 3,5 roku. Niedzielne spotkanie wywołuje u ciebie zatem dodatkowy dreszczyk emocji?
- Staram się podchodzić do tego na spokojnie. Na pewno serce zabije troszkę szybciej. W klubie z Warszawy nie dane mi było jednak zadebiutować w pierwszej drużynie, więc nie jest też tak, że czuję do Legii jakiś ogromny sentyment.
- Jakie twoim zdaniem były przyczyny tego, że ostatecznie nie udało ci się przebić w Legii?
- Ciężko powiedzieć. W pewnym stopniu wina z pewnością leży po mojej stronie. W drugiej drużynie spisywałem się naprawdę dobrze, byłem jej najlepszym strzelcem. Uważałem – i wciąż tak uważam – że powinienem wówczas otrzymać szansę, aby przynajmniej móc trenować z pierwszym zespołem. Nic takiego jednak nie nastąpiło, więc zdecydowałem się na odejście. Z perspektywy czasu uważam, że była to decyzja zbyt pochopna.
- Masz żal do klubu, że tak łatwo się ciebie pozbył?
- Nie, absolutnie. Tak po prostu się stało i tyle. A Legię wspominam bardzo dobrze. Wiele się tam nauczyłem, każdy z trenerów sprawiał, że stawałem się coraz lepszym zawodnikiem. Nie mogę także nie wspomnieć o dwóch tytułach mistrza Polski juniorów, które zdobyłem w barwach Legii. Warszawski klub ukształtował mnie jako piłkarza i na pewno nie mam do nikogo żalu, że tak to wszystko się potoczyło.
Dominik Hładun specjalnie dla „Super Expressu”: Chcę grać w europejskich pucharach! [WYWIAD]
- Zatem jeśli w przyszłości pojawiłaby się opcja powrotu na Łazienkowską – nie odmówiłbyś?
- Oczywiście. To jest Legia i nie ma chyba w Polsce piłkarza, który nie rozważyłby oferty z tego klubu.
- Jakie będą wasze największe atuty podczas niedzielnego meczu z mistrzem Polski?
- Na pewno będziemy musieli być w pełni skoncentrowani od pierwszej do ostatniej minuty. Legia jest bowiem świetnym zespołem i w każdej chwili może wykorzystać nawet najdrobniejszy błąd. Myślę, że będziemy starali się grać głównie z kontry. W meczach z Pogonią i Lechem były jednak fragmenty, w których staraliśmy się podchodzić do rywala wysokim pressingiem. W podobny sposób będziemy także chcieli zaskoczyć legionistów.
- Tym razem nie będziecie już mogli liczyć na trzy rzuty karne...
- Niestety (śmiech). Mecze, w których jedna drużyna wygrywa po trzech rzutach karnych zdarzają się naprawdę bardzo rzadko. W jesiennym spotkaniu z Legią taka sytuacja faktycznie miała miejsce, nie sądzę więc aby zdarzyło się to po raz drugi.
- Istnieje jednak ryzyko, że nawet pomimo utrzymania nie zagracie w przyszłym sezonie w PKO BP Ekstraklasie. Jak przyjęliście decyzję o nieprzyznaniu klubowi licencji na kolejne rozgrywki?
- Na początku było ogromne zaskoczenie i rodzaj niepewności. Nikt nie spodziewał się bowiem takiego obrotu spraw. Ale bardzo szybko ustaliliśmy wspólnie, że my – jako piłkarze i sztab szkoleniowy – mamy w tej chwili jasno sprecyzowany cel, którym jest utrzymanie Stali w PKO BP Ekstraklasie. W tej chwili skupiamy się wyłącznie na tym, a sprawy licencyjne i organizacyjne pozostawiamy osobom do tego upoważnionym.
- Ktoś z klubu poinformował was i tym jakie plany ma Stal wobec zaistniałej sytuacji i jak to wszystko może się potoczyć?
- Tak, dostaliśmy z klubu zapewnienie, że nie mamy się czym martwić. Poinformowano nas, że wszystko zostanie w najbliższym czasie wyprostowane, a my mamy skupić się tylko i wyłącznie na realizacji celów sportowych.
- Twój kontrakt ze Stalą wygasa w czerwcu przyszłego roku. W przypadku utrzymania w PKO BP Ekstraklasie będziesz chciał zostać w Mielcu na kolejne rozgrywki?
- W piłce nigdy nie można być niczego pewnym. Zarówno w Mielcu, jak i w samej Stali czuję się jednak jak w domu i bardzo się cieszę, że mogę występować w tym klubie. Z bardzo dużym prawdopodobieństwem mogę powiedzieć, że w przypadku utrzymania zostanę w klubie.
Rozmawiał Paweł Staniszewski