„Super Express”: - Jak z twojej perspektywy wyglądało to, co się wydarzyło w ostatnich minutach meczu ze Śląskiem?
Cafu: - Sytuacja była bardzo nerwowa. Wiadomo, udało nam się wcześniej zdobyć gola, prowadziliśmy, ale to nie był łatwy mecz. Do końca zostawało niewiele czasu, a to są zawsze nerwowe momenty, gdy wynik jest na styku. I nagle sędzia dyktuje karnego. Wtedy się zaczęło. Piłkarz, który przewrócił się w polu karnym, zaczął dyskutować i obrażać naszych graczy. Miał dyskusję z Vesoviciem, w międzyczasie w ruch poszedł VAR. Cały czas było nerwowo, wiadomo, mogliśmy przez to stracić prowadzenie. Kilku z naszych piłkarzy krzyczało do gracza Śląska, żeby przestał kłamać! Bo on kilka razy wrzeszczał „karny, karny!”. My widzieliśmy, że karnego nie było. No i sędzia po sprawdzeniu anulował rzut karny. Bardzo dobrze, bo nie było podstaw do jego podyktowania. Kolega czysto wybił piłkę.
- Wtedy jednak nastąpiło coś, co trudno zrozumieć. Podbiegłeś do Piecha i – wszystko wskazuje na to – oplułeś, lub próbowałeś go opluć…
- Jak mówiłem, sytuacja była bardzo nerwowa. Byliśmy źli na niego, że kłamał, w tym sensie, że domagał się rzutu karnego, podczas gdy karny im się nie należał. W emocjach, owszem, powiedziałem do niego, „sk…”, nie ukrywam, że padło słowo „puta”. Ale on też mnie przezywał. Mówił „k… mać” i jeszcze coś po polsku, ale nie znam dobrze tego języka, więc nie wszystko zrozumiałem. Prawda jest więc taka, że wyzywaliśmy się wzajemnie. I nie rozumiem dlaczego skoro on dostał żółtą, to ja czerwoną.
- Co powiedział ci sędzia, gdy pokazywał czerwoną kartkę?
- Nie powiedział mi nic o pluciu. Stwierdził tylko: „powiedziałeś „puta”. I czerwona kartka. To nie była długa rozmowa, to znaczy, poza stwierdzeniem arbitra to w sumie żadnej rozmowy nie było.
- No ale sprawa kluczowa: plucie na rywala.
- Nigdy w życiu nie oplułem przeciwnika. Nigdy!
- Ale zajście z Piechem…
- Nie było z mojej strony żadnej intencji oplucia rywala. Powtarzam: owszem, powiedziałem to co powiedziałem, ale nie oplułem przeciwnika.
- W internecie można zobaczyć filmik, na którym widać, że jednak pojawia się ślina. Może ci podesłać, żebyś mógł się odnieść do tego?
- Bardzo proszę.
Pięć minut później...
- Widziałeś filmik?
- Tak. Przecież widać na nim, że go nie oplułem! Podtrzymuję to, co powiedziałem wcześniej, zresztą nie mogło być inaczej, bo wiem co zrobiłem, a czego nie.
- Ale ta ślina…
- No jest ślina, wiadomo, pojawia się, ale przecież tak się często dzieje gdy się człowiek zagotuje w dyskusji i krzyczy. Nie plułem w stronę Piecha, przecież widać, że ślina spada w dół, nie ma żadnego kontaktu z moim rywalem! Nie wypieram się ostrych słów pod jego adresem, ale on też używał podobnych pod moim. Nie zasłużyłem na czerwoną kartkę! W życiu!
- Niedługo komisja zajmie się jednak twoją sprawą. Nie boisz się surowego werdyktu?
- Wiem, że Legia będzie się odwoływać od tej czerwonej kartki. I słusznie. Nie wiem jaki będzie werdykt komisji, ale mam nadzieję, że nie zostanę ukarany za coś, czego nie zrobiłem. Nie miałem zamiaru opluć Piecha.
- To twoja druga czerwona kartka w drugim meczu z rzędu. Co się dzieje?
- Coś takiego nigdy w życiu mi się nie przytrafiło. Choć z Rakowem to były sytuacje boiskowe, piłkarskie. Zdarzają się.
- Odchodząc na chwilę od awantury z Piechem. To prawda, że dziś byłeś w Auschwitz?
- Tak. Skorzystałem z wolnego, wybrałem się z rodziną do Krakowa i okolic. Auschwitz chciałem z żoną odwiedzić już wcześniej, ale nie było okazji. Teraz się nadarzyła i skorzystaliśmy. Przerażające, czegoś tak potwornego w życiu nie widziałem. Nie da się stamtąd wyjść nie będąc w szoku. W zasadzie to nie wiem co powiedzieć. Tego co tam się zobaczy, słowami oddać się nie da… A wracając do piłki: nie jest łatwo, czasem jest pod górkę, ale zapewniam wszystkich kibiców Legii: na przekór kłopotom zrobimy wszystko, żeby tytuł został w Warszawie!