Derby Krakowa. Niesamowita historia Osmana Chaveza z Wisły: Kiedyś nie miałem nawet butów

2010-11-05 15:00

Dziś w hicie kolejki Wisła zagra z Cracovią. W składzie "Białej Gwiazdy" wybiegnie Osman Chavez (26 l.) z Hondurasu, który przed tym sezonem trafił do wicemistrzów Polski. Droga Chaveza do Wisły była długa, kręta i bardzo wyboista.

- Ojciec zostawił rodzinę, zanim się urodziłem - opowiada "Super Expressowi" Osman Chavez. - Było nam bardzo ciężko, brakowało wszystkiego, nieraz byłem głodny, ale nie zabrakło najważniejszego - miłości, którą dawała nam wspaniała matka. Byliśmy biedakami, może najbiedniejszymi w okolicy. Mieszkałem w czymś, co było ruiną, ale któregoś dnia powiedziałem: "Mamo, kiedyś zbuduję ci piękny dom". I niedawno dokonaliśmy otwarcia pięknego pięciopokojowego domu. Mama jest w nim bardzo szczęśliwa.

Przeczytaj koniecznie: Osman Chavez: Spełnia się moje marzenie

- Podobno pracować musiał pan od wczesnego dzieciństwa...

- Mieszkałem nad samym morzem, z okien widziałem plażę. Pływać nauczyłem się, mając trzy lata. Morze bardzo nam pomogło, bo już od szkolnego wieku codziennie w nocy wypływałem ze starszymi, żeby coś złowić. Najpierw próbowałem sprzedawać te ryby, a to, co nie poszło, zostawało do zjedzenia. Wiele razy ryzykowałem życie, bo wypływaliśmy bardzo daleko, a morze w jednym momencie potrafiło się rozszaleć. Ręce mam bardzo silne, wyrobione od szybkiego wiosłowania w stronę brzegu, żeby uciec przed wzbierającą falą. Jako dziecko o trzeciej w nocy wypływałem w morze, wracałem o siódmej, przebierałem się i szedłem do szkoły.

- Z tych ryb dało się utrzymać?

- Nie bardzo. Do szkoły chodziłem boso przez kilka lat, bo nie miałem na buty. Poza rybami pomagałem też mamie zbierać yucę i zioła na okolicznych wzgórzach. Potem pracowałem jako stróż w sklepie meblowym, gdzie posadę miał starszy brat, zarabiałem 45-50 dolarów miesięcznie.

- Wszystko zmieniło się dzięki piłce...?

- Tak. Jako biedny chłopiec nie marzyłem nawet o wielu rzeczach, które teraz mam. A niedawno zagrałem na mistrzostwach świata, przeciw Torresowi, Villi, Inieście... Dzięki piłce trafiłem też do Polski, gdzie bardzo mi się podoba. Kocham futbol, ale po zakończeniu kariery nie będę miał z nim nic wspólnego.

Patrz też: Łukasz Garguła to ostatnia nadzieja Wisły Kraków

- To co będzie pan robił?

- Zostanę pastorem, bo Bóg jest najważniejszy. Będę podróżował po świecie i ewangelizował ludzi. To moje powołanie. Przyjedź do Krakowa, usiądziemy w parku i porozmawiamy o Chrystusie. Nie ma nic ważniejszego.

Najnowsze