Eduardo juz się popsuł

i

Autor: Artur Hojny Eduardo da Silva

Eduardo da Silva: Kibice Legii muszą zbyt wiele wycierpieć

2019-01-07 20:28

Eduardo da Silva (36 l.) to jeden z najbardziej rozpoznawalnych piłkarzy, którzy zagrali kiedykolwiek w Legii. Niestety, były reprezentant Chorwacji okazał się niewypałem i przez rok pobytu nie strzelił dla mistrzów Polski ani jednej bramki. Dlaczego poszło mu tak źle, o co ma pretensje do jednego z trenerów Legii, który z legionistów może zrobić wielką karierę i dlaczego porównał się do Oliviera Giroud? O tym były gracz min. Arsenalu i Szachtara Donieck opowiedział „SE”.

„Super Express”: - Jaki był twój najlepszy moment w Legii, taki piłkarski i poza piłkarski?
Eduardo: - Piłkarski to wygranie mistrzostwa Polski i zdobycie pucharu. Ale to tak zespołowo, bo indywidualnie to żaden moment nie był dla mnie dobry. A prywatnie – z Warszawy najlepiej będę wspominał amerykańską szkołę dla moich dzieci…

- Amerykańska szkoła jako najlepsze wspomnienie z Warszawy?!
- Tak, ale nie zrozum mnie źle. Warszawa to bardzo fajne miasto, ja i rodzina dobrze się tu czuliśmy. Jest wszystko co potrzeba. Po prostu jestem bardzo zadowolony ze szkoły, do której chodziły moje dzieci. Trafiliśmy z nią w dziesiątkę. A ich edukacja ma dla mnie ogromne znaczenie. Wszędzie gdzie mieszkamy, staramy się je do takiej szkoły posyłać.

- Wspomniałeś, że pod względem indywidualnym, jeśli chodzi o piłkę, nie masz stąd dobrych wspomnień i to prawda – nie strzeliłeś ani jednego gola. Jak to wytłumaczyć? Kiedyś byłeś świetnym napastnikiem.
- Pierwsze miesiące nie były jeszcze takie złe. OK, wiem, że gdy tu przychodziłem, ludzie patrzyli na mnie przez pryzmat nazwiska, że w przeszłości, w dużych klubach, strzelałem dużo goli. A tu? Jestem pewien, że po raz pierwszy w karierze zdarzyła mi się seria 10 meczów bez gola. Dla mnie to też było duże zaskoczenie. Ale wracając do moich początków w Legii. Porównam to trochę do sytuacji… Oliviera Giroud, z mistrzostw świata. On też nie strzelił bodaj ani jednego gola dla Francji, ale jego zespół zdobył mistrzostwo świata. Dopóki więc Legia wygrywała, w sensie zdobyła dublet, to jeszcze nie miałem poczucia, że coś jest bardzo nie tak. Wiadomo, chciałem strzelać gole, ale nie wychodziło. Największy problem mam jeśli chodzi o początek nowego sezonu, eliminacje europejskich pucharów. Liczyłem, że w tych meczach będę się mógł wykazać i do dziś mam żal, że nie było mi to dane. Przed przyjściem mówiłem działaczom Legii o moim doświadczeniu, o tym, że jednym dotknięciem piłki mogę zarobić dla klubu miliony euro, bo to może być akurat bramka czy zagranie, które da awans do kolejnej rundy pucharów, może nawet do Ligi Mistrzów. Ale za Klafuricia, w tych meczach eliminacyjnych w pucharach nie dostałem szansy i w sumie nie wiem dlaczego. Ok, miałem wcześniej problem z mięśniem, ale nie to było decydujące. Jeden trener nie widział mnie wcale, a gdy przyszedł Sa Pinto, to po 1-2 treningach przywrócił mnie do zespołu i znów zagrałem. No, ale potem zostałem nagle skreślony z listy piłkarzy, którzy mogli grać w lidze. O sprawie dowiedziałem się zresztą z internetu, to znaczy ktoś mi powiedział, że w necie jest taka informacja. Dwa dni później na rozmowę wziął mnie dyrektor Radek i powiedział skąd taka decyzja.

- I skąd taka decyzja?
- Nie mogę tego powiedzieć.

- Już latem mówiło się, że Legia chce skrócić twój pobyt w Warszawie… Prawda czy nie?
- Dało się odczuć, choćby na obozie w Warce, że takie rozwiązanie by niektórym odpowiadało.

- A ty latem nie chciałeś odejść? Mówiło się, że trzymasz się Legii, bo masz wysoki kontrakt, którego nikt ci już gdzie indziej nie da.
- Drogi przyjacielu… Gdyby mi zależało na pieniądzach, to nie przyszedłbym do Legii! Mogłem iść do Azji i tam zarobić o wiele większą kasę. Nie zrobiłem tego z kilku powodów. Po pierwsze, rodzina. Przed przyjściem do Legii sprawdziłem sobie dokładnie i klub, i miasto. Zawsze to miłe, gdy interesuje się tobą największy klub w dużym europejskim kraju. Warszawa wydawała się, i taką się okazała, dobrym miastem do życia. Po drugie, puchary. Liczyłem, że pogramy w nich dłużej, że dalej zajdziemy, że pomogę w tym, bo z występów w pucharach mam przecież wielkie doświadczenia. Po trzecie, Romeo Jozak. Znałem go od lat i jego osoba też miała znaczenie dla mojej decyzji. No więc latem zostałem również dlatego, że liczyłem na większy mój udział w meczach europejskich pucharów, nie chciałem też znów zmieniać dzieciom szkoły, chciałem, żeby w tej samej były jak najdłużej. I pamiętajmy: do Legii przyszedłem za darmo, nic nie kosztowałem. Naprawdę: finansowo, gdybym chciał, mógłbym to zupełnie inaczej rozegrać.

- Kibice Legii. Jakie zostawili na tobie wrażenie?
- Przypominają mi tych z Chorwacji, z Dynama Zagrzeb. Na trybunach zawsze bardzo, bardzo gorąco, czuć wielką adrenalinę. Moim zdaniem kibice Legii ostatnio za bardzo… cierpią.

- Za bardzo cierpią? Nie bardzo rozumiem…
- Chodzi mi o poziom ich zaangażowania i to co dostają w zamian. Oni dopingują non stop, od momentu pojawienia się na stadionie, do wyjścia. A tej nerwówki, choćby pod koniec ligi, czy fiasko w europejskich pucharach – to nie są momenty, które by im przypadły do gustu. Wiadomo przecież, że chcieliby, żeby Legia grała lepiej, wygrywała wyraźniej… Tych rozczarowań mają moim zdaniem ostatnio bardzo dużo.

- A jak oceniasz poziom polskiej piłki klubowej?
- No i to jest właśnie trochę dziwna sprawa. Macie super stadiony, macie wielu kibiców na meczach, świetne opakowanie telewizyjne, dobry marketing… Ale nie macie, jakby to powiedzieć, poziomu. Nie chcę, żeby ktoś powiedział, że się wyzłośliwiam, bo mi tu nie poszło. Z poziomem jest jednak problem. Weźmy choćby porównanie z Chorwacją. Wy macie 40 mln ludzi plus mnóstwo za granicą, Chorwacja ma 4 miliony. Tymczasem to ich kluby lepiej sobie radzą w europejskich pucharach, są tam o wiele częściej niż polskie. Duży kraj w Europie, z taką infrastrukturą, moim zdaniem powinien mieć jednak wyższy poziom niż ma. I idźmy dalej: Legia. Po raz pierwszy w życiu zdarzyło mi się, żebym miał w ciągu roku tylu trenerów! Za dużo chyba tych turbulencji tu było ostatnio. Natomiast uważam, że teraz Legia ma dobrego trenera. Że Sa Pinto, jeśli dostanie czas, wyprowadzi ten klub na prostą. Dobry klub musi mieć swoje ID, wiedzieć jak grać… Przy tak częstych zmianach to było trudne. Myślę, że cechą polskiej piłki klubowej jest „niecierpliwość”. Sukces musi być tu i teraz. Stąd czasem te nerwowe ruchy. W moim odczuciu Sa Pinto może tu zrobić dużo dobrego.

- A tak szczerze, widzisz kogoś w Legii kto jest według ciebie wielkim talentem i może zrobić dużą karierę?
- (długa chwila ciszy). Przez te wszystkie turbulencje, zmiany trenerów, dużą wymienność piłkarzy nie tak łatwo to ocenić, ale… Sebastian Szymański. To może być bardzo dobry piłkarz. Wrażenie robi też Cafu. Strzela ważne gole, dobrze walczy o piłkę, jest z niego bardzo dużo pożytku.

- Co do Szymańskiego: część wierzy w jego talent, ale wielu ma też wątpliwości, czy nie za kruchy, nie za drobny itd…
- To mi trochę przypomina moje początki w Chorwacji. Kiedy strzelałem gole w II lidze, niektórzy mówili: łeeee to tylko druga liga, w dużym klubie by sobie nie poradził. Kiedy strzelałem w Dynamo Zagrzeb, mówili: łeeee strzela tylko małym klubom. Kiedy zacząłem strzelać dużym mówili: łeee, ale w reprezentacji by sobie nie poradził. Kiedy strzelałem w reprezentacji Chorwacji, to słyszałem: łeeeee, ale za granicą, w dobrej lidze, to nie da rady. A dałem. Dla Szymańskiego mam więc jedną radę: niech takich opinii w ogóle nie słucha. Choć tak naprawdę to mały odsetek, większość kibiców mi kibicowała i pewnie tak samo jest z Szymańskim.

- O Legii porozmawialiśmy, a co teraz będzie z tobą?
- Mieszkam w Rio de Janeiro. Zrobiłem sobie przerwę od piłki, urządzam moje życie tutaj. Ale po kilkumiesięcznym resecie od futbolu chciałbym wrócić. Zamierzam znaleźć jakiś klub w okolicach Rio i jeszcze trochę pograć.

Najnowsze