"Super Express": - Pamiętasz, kiedy pierwszy raz spotkałeś się z Arturem?
Andrzej Fonfara: - Pewnie, to było w Chicago. Artur przyleciał na mecz z reprezentacją Polski. Wcześniej kontaktowaliśmy się przez naszego wspólnego przyjaciela, ale to właśnie wtedy w Chicago spotkaliśmy się osobiście pierwszy raz. Mamy nawet takie pamiątkowe zdjęcie, na którym jest też m.in. Marcin Żewłakow, a ja pozuje z moimi pierwszymi pasami. Ta przyjaźń rozwijała się w kolejnych dniach i tak zostało do dziś.
- Jak myślisz, co sprawiło, że ta przyjaźń trwa już tyle lat?
- Mamy podobne charaktery, do tego jesteśmy sportowcami i co najważniejsze kochamy ten sam klub, czyli Legię Warszawa. Ja zawsze lubiłem piłkę nożną, Artur zawsze interesował się boksem i w ogóle sportami walki. Wszystko wyszło jakoś tak naturalnie.
- Jakim jest Artur człowiekiem na co dzień, w relacjach z tobą?
- Wbrew pozorom to bardzo spokojny człowiek, do tego wesoły, mający fajne poczucie humoru i bardzo zdystansowany do wielu spraw. Często rozmawiamy przez telefon, czasem złapiemy się na kamerce, lubię te nasze rozmowy. Artur wiele razy mi doradzał w mojej karierze, zawsze służył dobrą radę, wspierał mnie mentalnie. Sam często był pod mocną presją, radził sobie z tym i dlatego te jego rady zawsze brałem sobie mocno do serca. To po prostu jest bardzo fajny człowiek.
Artur Boruc skrytykował Legię. Chodzi o jego pożegnalny mecz z Celtikiem
- Jest jakaś historia, która kojarzy ci się wyłącznie z Arturem, której nigdy nie zapomnisz?
- Oj, takich historii to jest bardzo dużo, ale nie mogę o nich mówić (śmiech). Jedną jednak zdradzę. Byliśmy kiedyś na wspólnych wakacjach w Los Angeles. Była impreza, z której urwaliśmy się z kolegami, rano się budzę i... mam tatuaż na prawej ręce. To była "elka" w kółeczku. Nie pamiętałem, jak w ogóle do tego doszło, zacząłem odkręcać film i jakoś sobie wszystko przypomnieliśmy.
- To historia jak z filmu "Kac Vegas".
- Dokładnie (śmiech). Z tą różnicą, że my żadnego z kumpli nie zgubiliśmy. Po wszystkim poszliśmy z Arturem, dokończyliśmy tatuaże i teraz mamy takie same. Zresztą moja przygoda z tatuażami zaczęła się właśnie od Artura i tej historii. Zawsze fajnie spędzamy wspólnie czas, jest dużo śmiechu. To też nas umacnia jako przyjaciół.
- Wiem też, że łączy was wspólny biznes.
- Zgadza się. Wszystko opóźnił koronawirus, ale dążymy do tego, by to wypaliło. Łączy nas nie tylko przyjaźń, ale też biznes.
- Artur na boisku do najgrzeczniejszych nie należał. Myślisz, że sprawdziłby się w sportach walki?
- Myślę, że tak. Kilka razy trenowaliśmy, pokazałem mu kilka myczków. Artur jak na bramkarz przystało ma świetny refleks, zręcznościowi na tarczy też radził sobie świetnie. Do tego ma idealny charakter do sportów walki. Mimo wszystko nie wydaję mi się, by po zakończeniu piłkarskiej kariery poszedł tym śladem. Raczej znajdzie sobie inne fajne zajęcie. Ale boks naprawdę bardzo lubi, był na kilku moich walkach, bawił się świetnie.
Kibice Legii oburzeni cenami biletów na mecz pożegnalny Boruca! Wydali w tej sprawie oświadczenie
- W Chicago masz naprawdę duże znajomości. Może załatwisz Arturowi angaż w klubie MLS?
- Zobaczymy, wszystko zależy od Artura i tego, czy będzie chciał jeszcze grać w piłkę, czy karierę zakończy na dobre w ukochanej Legii. W piłce zrobił bardzo dużo, czy to w klubowej czy reprezentacyjnej. Miał świetną karierę i choć były gorsze momenty, to nigdy się nie poddał. To był właśnie ten jego charakter walczaka, podnosił się, zmieniał klub i nadal był jednym z najlepszych na świecie.
- Pojawisz się osobiście na pożegnalnym meczu w Warszawie?
- Jest na to duża szansa. Mam teraz trójkę dzieci, otworzyłem też gym itd., ale z bratem Markiem szukamy odpowiednich połączeń, by pojawić się w Warszawie chociaż na 2-3 dni. Chcemy go godnie pożegnać, jak na króla przystało.
- Jeśli się pojawisz, to stawiam, że after party przejdzie do historii?
- Na pewno (śmiech). Zrobimy wszystko, by ostatnią imprezę po ostatnim meczu zapamiętał do końca życia!
Andrzej Fonfara zapowiada: Wrócę bronić kraju, jeśli wybuchnie wojna. Jestem patriotą!