"Super Express": - W weekend zagracie co prawda jeszcze ostatni w tym roku mecz ligowy, z Wisłą Płock, ale czy można już – na kolejkę przed końcem jesieni - pokusić się o ocenę postawy drużyny w całej rundzie?
Jacek Zieliński (trener Cracovii): - Wszyscy patrzyli na nas przez pryzmat trzech pierwszych meczów, które rzeczywiście zagraliśmy dobrze, zdobyliśmy komplet punktów, nie straciliśmy bramki. Oczekiwania wobec nas wzrosły bardzo znacznie, choć ja cały czas tonowałem nastroje i powtarzałem, że w tym momencie drużyna ma potencjał na miejsca 5-8. Aktualnie mieścimy się w tych widełkach, choć oczywiście szkoda jest paru meczów u siebie i punktów potraconych czy z Piastem, z Wartą czy z Lechią. Ale w piłce tak jest, że suma szczęścia zawsze równa się zero, bo te pogubione punkty odzyskuje się gdzie indziej. Poczekajmy jeszcze do tego meczu z Płockiem, on też może jeszcze na tę końcową ocenę wpłynie. Ale w tym momencie, myślę, plasujemy się na dobrej pozycji, która odpowiada potencjałowi drużyny.
- Trudno oprzeć się wrażeniu, że jesteście pogromcami faworytów: wygrane z Rakowem i Legią, remisy z Pogonią i Lechem. Nie przegrywacie z kandydatami do medali – z czego to wynika?
- Pytanie zasadne, ale i trudne. Być może pasuje nam styl tych drużyn, bo wtedy możemy zagrać w sposób, jaki najbardziej nam pasuje: średnie ustawienie w defensywie i szybkie wyjście do kontry. Nie stawiamy autobusu w polu karnym, nasza gra opiera się na mądrej defensywie i kontratakach. Do takiej gry mamy wykonawców i robimy to dobrze. Natomiast w meczach, w których to my musieliśmy prowadzić atak pozycyjny, były już problemy. Ale to się wiązało także z faktem, że długi czas nie mieliśmy do dyspozycji Jewhena Konoplanki, który wrócił dopiero teraz i zaczął dobrze grać. I już w ostatnich meczach nawet ta gra pozycyjna w naszym wykonaniu wyglądała lepiej. Przy 2-3 mądrych transferach jakościowych w zimie jesteśmy wiosną w stanie pójść w górę.
- Przed sezonem media obiegła wypowiedź właściciela Cracovii, pana profesora Janusza Filipiaka, który stwierdził, że Cracovia już w tym sezonie może być mistrzem Polski. To mocna presja nałożona na drużynę i trenera...
- Już od długiego czasu mówi się, że jest to w Cracovii niespełnione marzenie. Kibice zresztą dają temu wyraz w piosenkach, wszyscy na to czekają. Ja to rozumiem, ale od mówienia, że się chce być mistrzem do zdobycia tego mistrzostwa jest jeszcze daleka droga. Pokazuje to przykład Rakowa, który zespół mający w tym sezonie wielkie szanse na tytuł budował konsekwentnie przez kilka lat. My też musimy nasz zespół jeszcze przebudować. Transfery, jakie zrobiliśmy za mojej kadencji w dwóch ostatnich okienkach bronią się. Wprowadziliśmy też paru młodych zawodników – jak Kuba Myszor czy Michał Rakoczy, który w pewnym momencie byli najlepszymi młodzieżowcami ekstraklasy, grają też w reprezentacji U-21 Michała Probierza. Teraz potrzebna jest nie rewolucja, a a ewolucja; jak powiedziałem – 2-3 jakościowych piłkarzy. I wtedy będziemy mogli powiedzieć, że jesteśmy bardziej powtarzalni.
- W końcówce rundy pojawiły się plotki, że ponoć nie dogaduje się pan z zarządem i zimą może się pan rozstać z Cracovią. Pytamy więc o to u źródła...
- Nie mam zamiaru się do tego odnosić. Tych wszystkich fejk newsów i głupot nie czytam i się nimi nie przejmuję. Na bieżąco rozmawiam z panem profesorem, jesteśmy cały czas w kontakcie i z jego ust nigdy nie słyszałem czegoś podobnego. Ze strony zarządu rozmawiam niemal wyłącznie z prezesem Jakubem Tabiszem, mamy dobre relacje, więc nie wiem, skąd się tego typu plotki wzięły. Nie chcę sobie zaprzątać głowy bajkami.
- Jeszcze niedawno Cracovia zawodnikami zagranicznymi stała. Dziś śmiało wchodzą do drużyny Niemczycki, Myszor, Rakoczy. Czy to oznacza, że będziecie bazować przede wszystkim na młodych Polakach?
- Bardzo byśmy chcieli, aby tak było. Niedawno widziałem zestawienie, że w tym sezonie na dziesięć najmłodszych składów, jakie wyszły na ligowe murawy w tym sezonie, osiem wystawiła Cracovia. To potwierdza, że my ten zespół przebudowujemy, wprowadzamy do niego młodzież. Niekoniecznie taką w wieku 17, 18, 19 lat; Kuba Myszor i Michał Rakoczy mają 20 lat, Karol Knap 21, Karol Niemczycki i Patryk Makuch to zawodnicy 23-letni, tylko o rok starsi są Virgil Ghita i Benjamin Källman. To jest naprawdę zespół młody, z potencjałem na przyszłość i być może z tego wynikają wahania formy. Ale chcemy iść taką drogą. Tak się umówiliśmy z panem profesorem, że jeżeli już ściągamy zawodników i płacimy za nich pieniądze, muszą to być gracze perspektywiczni, którzy pociągną Cracovię przez parę lat. I tej drogi się trzymamy.
- Kto z młodych zrobił największy postęp, jest w Cracovii perełką?
- Perełek jest kilka. Fajnie rozwijają się Rakoczy i Myszor, choć ostatnio mieli mały dołek. Karol Knap też pokazuje się z dobrej strony, a osiem czystych kont Karola Niemczyckiego to bardzo dobry wynik. Mamy najlepszą defensywę wspólnie z Rakowem. Patryk Makuch wszedł z I ligi. Wszyscy oczekiwali, że będzie miażdżył przeciwników. To nie jest takie proste, ale on jeszcze będzie bardzo dużo dawać tej drużynie.
- A ile daje Cracovii Jewhen Konoplanka – nie tylko od strony umiejętności piłkarskich, ale wpływu na szatnię i na młodych zawodników?
- Mogą się od niego nauczyć bardzo wiele, bo na treningach naprawdę pokazuje rzeczy, których się na co dzień w Polsce nie widzi. Jego problemem były drobne problemy zdrowotne, ale od pewnego czasu gra regularnie i gra bardzo dobrze. Daje nam bardzo wiele defensywie. Jeszcze nie strzela bramek, ale to, jak potrafi utrzymać się przy piłce i kreować kolegom sytuacje, jest bezcenne. Bardzo na niego liczymy, mam wrażenie, że znalazł swoje miejsce na boisku, dobrze się czuje i... oby to trwało jak najdłużej.
- Przed nami wyjątkowa przerwa zimowa. Jak będą wyglądały przygotowania do wiosny w Cracovii?
- Poszliśmy nieco innym torem niż większość klubów w lidze. Trenujemy jeszcze przez trzy tygodnie z normalnymi obciążeniami, gramy trzy sparingi z drużynami ze słowackiej ekstraklasy, żeby przedłużyć sobie okres startowy i dopiero 4-5 grudnia zawodnicy dostaną wolne, ale już 28 grudnia zaczniemy przygotowania, a tuż po Nowym Roku postaramy się polecieć na zgrupowanie do Turcji.
- Klęska Wisły w Częstochowie utrudnia wam sprawę, ze względu na chęć rehabilitacji płocczan?
- Pewnie tak, bo rywal jest zraniony mentalnie. Po takich meczach chce się wyjść na boisko i jak najszybciej odrobić straty. Dlatego liczymy się z wysoko zawieszoną poprzeczką, bo Wisła to solidny ligowy zespół. Ale – z drugiej strony – my też ostatnio dobrze wyglądamy i chcemy zakończyć rundę mocnym akcentem.
- Prowadził pan wiele lat temu w lidze Roberta Lewandowskiego. Kiedy patrzy pan na jego dzisiejsze wyczyny, wspomina pan tę cegiełkę, którą pan dołożył do jego rozwoju?
- Współpracowaliśmy rok. To był fajny czas, zdobyliśmy mistrzostwo Polski, Robert został królem strzelców ekstraklasy... Czy dołożyłem cegiełkę? Na pewno niczego nie zepsułem w jego karierze i z tego mam satysfakcję.