"Super Express": - Pierwsza połowa meczu ze Śląskiem Wrocław była koncertowa w twoim wykonaniu. Do 45. minuty prowadziliście już trzema bramkami, a wielu kibicom Jagiellonii przypomniały się jesienne potyczki z Legią Warszawa, czy Rakowem Częstochowa.
Dominik Marczuk: - Pierwsza połowa z pewnością była udana. Był to znakomity występ, a nasza przewaga mogła być jeszcze wyższa, ponieważ zmarnowaliśmy kilka dogodnych sytuacji. W drugiej pozwoliliśmy na zbyt wiele Śląskowi. Myślę, że niepotrzebnie cofnęliśmy się. W efekcie po przerwie było nieco gorzej. Podobnie jak w poprzednich spotkaniach kreowaliśmy sytuacje, ale tym razem to my wyszliśmy na prowadzenie i goście musieli gonić wynik. Mieliśmy więcej przestrzeni, mogliśmy grać to, co lubimy najbardziej. Z pewnością tak dobre otwarcie bardzo nam pomogło.
- Czyli tego zabrakło w meczach z Ruchem, Lechem i Górnikiem?
- Ciężko powiedzieć, czy właśnie tego. Nie chcę powiedzieć, że gdybyśmy otwierali wyniki w poprzednich meczach to wyniki ułożyłyby się inaczej. Nie jestem zwolennikiem gdybania. W piątek potwierdziło się, że gdy strzelamy gola jako pierwsi to jest nam łatwiej. Po pierwszym trafieniu mieliśmy sporo przestrzeni do wyprowadzania ataków. Tego nam brakowało w starciu z Ruchem, ale już nie przeciwko Lechowi, kiedy sytuacje były, a brakowało skuteczności.
- Czy pierwsza połowa meczu ze Śląskiem była najlepszą w tym sezonie?
- Na pewno jedną z lepszych. Mogliśmy prowadzić po niej nawet różnicą pięciu goli, bo przecież mieliśmy jeszcze kilka dogodnych sytuacji, w których minimalnie zawodziła skuteczność. Jak już wspomniałem, kluczem do sukcesu był pierwszy gol i jeżeli w kolejne spotkania będziemy wchodzili w podobny sposób, to dużo łatwiej przyjdzie nam kreowanie kolejnych okazji strzeleckich.
- W ostatnich dniach słowo „kryzys” było chyba najczęściej odmienianym w kontekście Jagiellonii Białystok. Wydaje się, że w piątek odpowiedzieliście w możliwie najlepszy sposób.
- Nie uważam, że zmagaliśmy się z jakimkolwiek kryzysem. Przecież przed tym spotkaniem zajmowaliśmy drugie miejsce z trzema punktami straty do pierwszego, a przypomnijmy sobie, gdzie znajdowała się Jagiellonia w ubiegłym sezonie po meczu 24. kolejki. Trudno mówić o kryzysie, kiedy znajdujesz się w ścisłej czołówce. Być może szwankowała skuteczność, bo przecież czy z Górnikiem, czy z Lechem mieliśmy sytuacje do zdobycia bramki. W piątek w tym aspekcie było już lepiej, a każdy strzelony gol dodaje nam pewności siebie, sprawia, że rywale muszą się otworzyć. Kiedy rywal sam strzela gola i cofa się, wtedy musimy sobie poradzić z bardziej skomasowaną obroną.
- Śląsk w piątek dość szybko strzelił gola na 1:3. Czy w waszych głowach nie wracały koszmary z meczu przeciwko Puszczy Niepołomice?
- Nie, ja na pewno nie miałem tego w głowie. Chociaż nie powiem, wkurzyłem się. Chciałem zagrać „na zero” z tyłu. Musieliśmy być do końca skoncentrowani, aby nie popełnić jakiegoś głupiego błędu i nie pozwolić rywalom wrócić do meczu. W tym aspekcie wydaje się, że wyciągnęliśmy wnioski z tamtego spotkania.
- Był to twój najlepszy występ w Ekstraklasie. Strzeliłeś dwa gole, a twój dorobek w tym sezonie, włączając rozgrywki o Puchar Polski to sześć goli i dziewięć asyst. Dawno już nie było debiutanta, który w taki sposób wchodziłby do ligi.
- Bardzo się cieszę, bo tych liczb w ostatnim czasie brakowało, my też chcieliśmy odnieść zwycięstwo. Widać było, że jesteśmy drużyną i to pokazaliśmy. Udało mi się odblokować, wygraliśmy mecz i jesteśmy liderem.
- Mecz ze Śląskiem i twoje dwa gole obserwował z trybun obserwował Michał Probierz, który lubi takie nieoczywiste powołania. Tymczasem o tobie w reprezentacji mówi się co jakiś czas. Dublet na oczach selekcjonera w meczu na szczycie - lepszej reklamy sobie zrobić nie mogłeś.
- Fajna sprawa, ale myślę, że to bardziej reklama na przyszłość. Naturalnie ciągle pracuję, dążę, aby być na stałe w pierwszej reprezentacji. Znam jednak swoje miejsce w szeregu. Niedawno debiutowałem w kadrze U-21. W dorosłej jeszcze nie byłem, co oczywiście jest moim marzeniem. Nie chcę jednak bujać w obłokach, tylko daję z siebie wszystko na boisku. To jest to, co mogę zrobić tu i teraz i czym mogę sobie w wymierny sposób pomóc. Trzeba ciągle pracować na powołanie i wiem, że jeden dobry mecz to za mało. Chcąc znaleźć się w kadrze muszę dawać sz siebie wszystko codziennie na treningach, aby takie spotkania jak to przeciwko Śląskowi zdarzały się częściej.
- W tym roku, obok Afimico Pululu jesteś najskuteczniejszym zawodnikiem Jagiellonii. Obaj macie na koncie po trzy trafienia. Jak się z tym czujesz?
- To miłe, szczerze to nawet o tym nie wiedziałem. To super, ale dla mnie zawsze na pierwszym miejscu pozostanie drużyna. Zawsze, kiedy gra się zespołowo te liczby same wpadają i nawet się o tym nie myśli. Kiedy jednak skupiasz się na tych cyferkach to cała reszta ucieka. Cieszę się, że mogę pomóc drużyna, bo i ona mi pomaga. W piątek nie byłoby dubletu Marczuka bez kapitalnych podań Nene i Hansena. Mi wystarczyło dobrze uderzyć. Każdy pracuje, a najważniejsze są trzy punkty.
- Po bramkach mocno eksponowałeś serduszko. Czy możesz zdradzić, komu dedykowałeś swoje trafienia?
- Obchodziliśmy Dzień Kobiet, a ja te gole dedykowałem dwóm bardzo ważnym osobom: mojej dziewczynie oraz mamie. Obie wspierały mnie z trybun, są moimi najwierniejszymi kibickami. Mam w nich olbrzymie wsparcie.