Jakub Szmatuła, Piast Gliwice

i

Autor: CYFRA SPORT Jakub Szmatuła

Jakub Szmatuła przed meczem z Pogonią: Niech Jodłowiec znów zdejmie pająka!

2019-05-14 4:33

To dzięki nim Piast pokonał 2:1 Jagiellonię, został liderem Ekstraklasy i jest o krok od wywalczenia tytułu. Tomasz Jodłowiec strzelił kapitalnego gola, a Jakub Szmatuła w doliczonym czasie uratował wygraną broniąc rzut karny. - Tomkowi wyszedł strzał życia. Żartowaliśmy, że... pająk nie wiedział, gdzie uciekać z okienka bramki. Niech „Jodła” znów zdejmie pająka - mówi bramkarz Piasta przed dzisiejszym meczem z Pogonią, który może przybliżyć jego zespół do pierwszego w historii klubu mistrzostwa Polski.

„Super Expres”: - Ile razy oglądał pan końcówkę meczu z Jagiellonią?
Jakub Szmatuła: - Szczerze, to ani razu. W szatni obejrzeliśmy tylko bramkę Tomka Jodłowca. Żartowaliśmy, że po jego strzale... pająk nie wiedział, gdzie uciekać z okienka bramki. Tomkowi wyszedł strzał życia, i to z lewej nogi. Nie zastanawiał się. Na treningach oddaje dużo strzałów, ale zawsze robi to prawą nogą i po ziemi. Jestem przekonany, że gdyby się zastanawiał, to w taki efektowny sposób nie trafiłby. Nie mam nic przeciwko, aby z Pogonią to powtórzył. Niech „Jodła” znów zdejmie pająka (śmiech).

- Ale to jednak pan został bohaterem spotkania broniąc w doliczonym czasie rzut karny. To była interwencja na wagę mistrzostwa Polski?
- Na pewno dzięki niej zespół złapał oddech. Gdyby padł gol na 2:2, to z euforii po bramce „Jodły” nic by nie zostało. Nie wiem, czy to jakieś nadprzyrodzone siły nad nami czuwały, ale utrzymaliśmy prowadzenie. Trener Waldemar Fornalik z radości poślizgnął się i coś mu się przydarzyło z nogą. Ale to tak pół żartem, pół serio. Z jednej strony była w nas radość, a z drugiej ulga, że wszystko skończyło się happy endem. To już historia, bo teraz przed nami kolejna bitwa.

- Wiedział pan, jak Jesus Imaz wykonuje rzuty karny?
- Tak, oglądałem „jedenastki” Hiszpana. Przed tym jego drugim strzałem spojrzałem, w którym kierunku się patrzy. Można powiedzieć, że wygrałem z nim próbę nerwów. Jesus zmienił róg, a ja zaryzykowałem rzucają się w lewą stronę. Może ten strzał nie był zbyt perfekcyjny, ale przecież wcześniej on takie rzuty karne wykorzystywał. Udało mi się wyczuć jego zamiar i wybronić to uderzenie.

- Czy prezes Piasta Paweł Żelem obiecał panu specjalną premię za obronę rzutu karnego z Jagiellonią?
- Nie rozmawialiśmy o tym, ale może się przypomnę szefowi (śmiech). Cieszę się, że pomogłem drużynie w trudnym momencie. Dla mnie to też nie była łatwa sytuacja, bo zagrałem w lidze po długiej przerwie. Może nie miałem obaw, ale na pewno pojawił się dreszczyk emocji, jak wypadnę po dłuższej absencji. Dostałem dużo gratulacji, ale nie zapominajmy, że Tomek Jodłowiec strzelił wspaniałego gola, dzięki któremu wyszliśmy na prowadzenie.

- Po raz pierwszy w rundzie finałowej jesteście na czele. Kto jest pod większą presją na finiszu: Piast czy Legia?
- Teraz to my uciekamy, a rywale nas gonią. Już jesteśmy bardzo blisko, wystarczy wygrać dwa razy i... Staramy się tonować ten cały entuzjazm. Cieszymy się, że jesteśmy liderem, że na wyciągnięcie ręki jest mistrzostwo Polski. W tym momencie potrzebny jest spokój, chłodna głowa. Patrzymy na siebie. Nie mamy wpływu na to, jak zagra Legia czy Lechia.

- Przed wami starcie z Pogonią. Przypieczętujecie tytuł?
- Nasza liga ma to do siebie, że trudno zgadnąć, co się może wydarzyć. Czy walka o tytuł rozstrzygnie się w środę, czy jednak wszystko będzie się toczyć do końca. Spodziewam się trudnego spotkania w Szczecinie. Pogoń pokazała w Warszawie z Legią, jak groźnym jest zespołem. Jednak Piast ma styl. Proszę spojrzeć: osiem meczów bez porażki, w tym sześć wygranych z rzędu. Tak, chcemy zwyciężyć z Pogonią. Tworzymy historię klubu i Gliwic.

- Jakie macie premie za wywalczenie mistrzostwa Polski?
- Ile dostaniemy za awans do grupy mistrzowskiej, ile za tytuł, to wszystko zostało rozpisane dużo wcześniej. Tu nie ma żadnych zaskoczeń, wiemy o co gramy. To nie tak, że nagle teraz to jest ustalane na wariackich papierach. W tym momencie zostaje nam tylko wygrywać.

- To ile jest w puli do podziału?
- Powiem tak: kwota jest satysfakcjonująca. Nie chcę mówić o pieniądzach, aby nie zapeszać. Chcemy zachować chłodne głowy. Po za tym teraz nie jest to najważniejsze.

- Przed trzema laty przegraliście walkę o mistrzostwo z Legią. Czy można porównać tamten sezon z obecnymi rozgrywkami?
- Wtedy Legia trafiła lepiej z formą w rundzie finałowej. Piast na finiszu nieco obniżył loty. Wydaje mi się, że teraz dobrze wyglądamy, że tworzymy zespół nie tylko na boisku, ale i poza nim. Każdy trzyma kciuki za kolegę i wspólnie pchamy ten wózek w stronę sukcesu. Jeśli wygramy ligę, to każdy przyłoży do tego cegiełkę. Nawet ten piłkarz, który nie był w meczowej „18”, ale w szatni jest bardzo ważną osobą. Jesteśmy bardzo dobrze przygotowani do rundy finałowej. W końcu pięć wygranych z rzędu w tej właśnie fazie nie wzięło się z przypadku.

- Kto ma większy apetyt na wygranie ligi?
- Każdy u nas chce tego sukcesu. Dla naszego zespołu, jak i dla Gliwic, byłoby to coś niebywałego. Na mecz ostatniej kolejki z Lechem Poznań wyprzedano wszystkie bilety. Rewelacja. Trzy lata temu byliśmy już bardzo blisko, ale się udało. Legia była górą. W tym sezonie nikt na pewno nie spodziewał się, że na finiszu wskoczymy na fotel lidera i już tylko o krok będziemy od mistrzostwa. Wiadomo, że każdy chce walczyć o najwyższe cele. Plan minimum to był awans do górnej ósemki. Ugraliśmy coś więcej i trzeba teraz wziąć ten ciężar na siebie. Tak, żeby już nic nam nie uciekło.

- Kiedy pomyślał pan, że tytuł mistrzowski jest realny?
- Po wejściu do ósemki, gdy zaczęliśmy seryjnie punktować. Mamy punkt przewagi nad Legią i... niech już tak zostanie do końca.

Najnowsze