Już długo przed meczem sektor gości się zapełnił. Fani ŁKS-u chętnie wsparli zaprzyjaźnionych kibiców z Tychów i pojawili się na stadionie przy al. Piłsudskiego. Mecz podwyższonego ryzyka rozpoczął się o 15:00 i błyskawicznie dało się odczuć, jak duża niechęć panuje na trybunach. Obydwie strony wzajemnie się wyzywały i chętnie korzystały z zakazanej pirotechniki. W ruch poszły setki petard, a spiker mógł stracić głos, przypominając o zakazie używania pirotechniki. Na tym się jednak nie skończyło, bowiem kibole poszli o krok dalej. Rozpoczęli demolkę stadionu, na co nie mogło być przyzwolenia organizatorów. Wtedy zaczęła się prawdziwa burda.
Kibole zdemolowali stadion Widzewa
Kibole przyjezdnej drużyny zaczęli demolować sektor, w którym przebywali. W drugiej połowie zaczęli rzucać różnymi rzeczami, więc ochrona próbowała uspokoić ich gazem. To nie przyniosło skutku, a ochroniarze zdecydowali się interweniować wewnątrz sektora. Chuligani odparli akcję służb porządkowych. Sędzia przerwał mecz i odesłał piłkarzy do szatni. Konrad Jałocha - bramkarz GKS-u - odczuł gaz, bowiem stał blisko "kibiców" gości. Zakrywał twarz koszulką. Dopiero interwencja policji uspokoiła sytuację. Pod sektorem pojawił się kordon mundurowych, który wsparła armatka wodna! Dzięki temu mecz został wznowiony i dokończony, a kibole zostali ujarzmieni.
GKS słono zapłaci za demolkę kiboli?
Jak poinformował Andrzej Klemba z Interii, kibole GKS Tychy i ŁKS wspólnymi siłami zdemolowali toalety i punkt gastronomiczny. Rzucali kiełbaskami i polewali ochronę piwem z kega. Widzew zamierza policzyć straty i wystawić rachunek Tyszanom. Ostatecznie gospodarze wygrali 2:1 po bramce Bartłomieja Pawłowskiego z 88. minuty, chociaż pierwsi prowadzenie objęli przyjezdni. Zwycięstwo to jest niezwykle cenne, gdyż widzewiacy walczą o awans do Ekstraklasy. Po 25 rozegranych meczach są na drugim miejscu w tabeli Fortuna 1. Ligi i wyprzedzają o 4 punkty Arkę Gdynia oraz Koronę Kielce. GKS jest obecnie siódmy i także liczy się w walce o awans.