„Super Express”: - Niemieccy dziennikarze – konkretnie ci z „Bilda” - zasugerowali, że to pan wykonał pierwszy ruch, kontaktując się z Bartoschem Gaulem?
Lukas Podolski: - To są głupoty! Prawda jest taka, że kiedy rozeszła się informacja o rozstaniu Górnika z Janem Urbanem, w krótkim czasie dostałem może z 30 telefonów – ciekawe, skąd oni wszyscy mieli mój numer (śmiech) – od niemieckich trenerów bądź ich agentów. Mogę potwierdzić, bo to już nie tajemnica, że o Zabrze pytał między innymi Mirko Slomka, ale też trzech czy czterech innych szkoleniowców, pracujących wcześniej w 1. Bundeslidze. Każdemu jednak mówiłem to samo: mogę dać bezpośredni kontakt do prezesa Górnika, mogę też przekazać do klubu trenerskie CV.
- A jak wyglądała sprawa z Bartoschem Gaulem?
- Tak samo. W tym przypadku skontaktował się ze mną jego agent, którego akurat znałem już wcześniej. Również i w tym przypadku ofertę przekazałem prezesowi Arkadiuszowi Szymankowi.
- Więc wpływu na ostateczną decyzję klubu Lukas Podolski nie miał?
- Rozmawiałem z prezesem, owszem. Pytał o różnych trenerów, których CV do niego spłynęły. Ale to były luźne rozmowy. To klub – a nie Lukas Podolski – musi mieć wizję rozwoju i ocenić, który trener będzie do nie pasować. I to klub podejmuje decyzję, czy trener ma być starszy, czy młodszy; czy ma mówić po polsku, po angielsku czy po niemiecku; jaka ma być filozofia jego gry. Mamy prezesa, mamy radę nadzorczą, która zatwierdza trenera i zawodników. To nie jest moja robota, nie mam pozycji i mocy, żeby decydować w takich sprawach. Jeśki kiedyś będę mieć taką pozycję i funkcję – prezesa czy inną – w Górniku, wówczas będę mógł powiedzieć: „tak ja to widzę i tak ma być”.
- A już pan się widzi w którejś z tych ról?
- Dziś w ogóle nie myślę o tym, by być trenerem, dyrektorem sportowym czy prezesem. Chcę wyglądać dobrze, być „fit” na i poza boiskiem. Lubię wychodzić na treningi, na mecze, walczyć o trzy punkty, czuć emocje. Chcę jeździć na wyjazdy, na obozy. Sprawia mi to radość, czuję się dobrze i niech trwa to jak najdłużej.
- Tak się jednak składa, że będzie pan pracować z trenerem młodszym od pana. Jest okazja do przymiarki do roli asystenta?
- Nie. Trener jest trenerem, piłkarz - piłkarzem. Nigdy, w żadnym klubie, nie wtrącałem się w trenerskie decyzje. Owszem, rozmowy z zawodnikami były i być powinny, ale piłkarze ostatecznie nie mogą wtrącać się w pracę szkoleniowca.
- Nie sposób nie wrócić do na chwilę do rozstania z Janem Urbanem. Od kogo dowiedzieliście się o jego zwolnieniu?
- Od niego samego. Przyszedł do szatni i przekazał nam decyzję.
- Był żal po roku wspólnej pracy?
- Myślę, że robimy w takich sytuacjach zbyt wielki dramat. Pamiętam, że Borussia Dortmund potrafiła zwolnić trenera, będąc na drugim miejscu w Bundeslidze i grając w Champions League. Takie jest życie trenera. Jeśli kiedyś nim zostanę, też będę mieć świadomość, że mogę zostać zwolniony po pięciu tygodniach. Albo po pięciu latach – jak kiedyś Marcin Brosz tutaj. Masz kontrakt dwuletni? OK, ale wcale nie masz gwarancji, że będziesz w klubie dwa lata. Bartosch Gaul to przecież też nie ostatni trener Górnika Zabrze. A wracając do Jana Urbana: nigdy nie jest fajnie w takich momentach; wiem, bo miałem w życiu może z 20 szkoleniowców... Z trenerem Urbanem miałem dobry kontakt i mam również po jego odejściu. To się już nie zmieni. Jest legendą tego klubu, zawsze będzie się go tu pamiętać; zawsze będzie zapraszany na mecze Górnika.
Zamieszanie w Górniku: kto i dlaczego zwolnił Jana Urbana? Zagadka do ogarnięcia
- Strasznie długo jednak trwał sam proces wyłaniania nowego trenera. To dni stracone?
- Nie. Było sporo biegania, były testy, były też normalne treningi. Czekaliśmy długo, to prawda, ale na całym świecie są sytuacje, w których kluby czekają na piłkarzy albo trenerów. Teraz jednak już mamy nowego trenera. Zaczynamy pracę pod jego skrzydłami. Do inauguracji ligi trzy tygodnie, musimy być mentalnie, taktycznie i fizycznie gotowi.
- Czego można oczekiwać od Górnika w nowym sezonie?
- Mamy ciekawą drużynę. Olkowski, Janża, Janicki, Pacheco, Podolski - to piłkarze mający potencjał i dobry charakter. Mamy też dużo młodych graczy: Stalmach, dobrze się prezentujący Wojtuszek, Paluszek wracający z wypożyczenia... Niezła mieszanka, „głodna” gry. Potencjał jest, ale nie możemy się – i kibiców - oszukiwać, mówiąc: „Jest nowy trener, jest Podolski, będziemy grać o mistrza Polski”. Jak będziemy blisko 4-5 miejsca i będzie szansa gry o puchary, stanę przed drużyną i powiem: „Musimy atakować, wykorzystać tę szansę”. Ale stawiać sobie dziś konkretny cel – nie...
- Wciąż jednak w kadrze jest sporo wolnych miejsc. Zwłaszcza w defensywie...
- Na niemal wszystkich pozycjach mamy po dwóch zawodników. Trzeba, owszem, szukać obrońców po odejściu dwóch stoperów, ale... spokojnie. Rozumiem stres kibiców, ale przecież dopiero teraz otwarło się okienko transferowe, i będzie jeszcze przez kilka tygodni otwarte. Sezon to nie jest bieg na 5 kilometrów; sezon to maraton. Poza tym jest nowy trener, będzie pewnie mieć swoje propozycje personalne i taktyczne.
- No właśnie: w jakim ustawieniu grać będzie Górnik jesienią?
- Nie znam Bartoscha. Nie wiem, jaką będzie mieć wizję naszej gry. Wiem natomiast, że w tej chwili jedyna szansa Górnika to nasza akademia, stawianie na młodych. Nie ma innej możliwości. Nie mamy inwestora, nie mamy właściciela rzucającego na stół 10 mln rocznie. Pracujemy z tym, co jest, ale widzę dużo potencjału w naszej młodzieży. Trzeba na nią stawiać, wychowywać i sprzedawać.
Ogromny pech reprezentanta Polski. Kontuzja może wykluczyć go z mundialu, trwa walka z czasem