Moim ulubionym zespołem pozostaje Puszcza Niepołomice. Dlaczego? Bo jest rodzynkiem w zakalcu (drugi to GKS Katowice), penetruje niższe ligi, daje szansę młodym chłopakom z klubów gminnych i powiatowych. Wszystko za sprawą Tomasza Tułacza, najbardziej niedocenianego szkoleniowca w lidze. Media i internet wolą płaskie bonmoty złotoustych lub miotanie się przy linii nadpobudliwych. Tułacz nie ma parcia na szkło, co powinno być zaletą, ale w dzisiejszych zwariowanych czasach staje się obciążeniem.
W najlepszej lidze świata czyli Premier League na porządku dziennym są transfery... działaczy, u nas zwanych prezesami i dyrektorami sportowymi. Dobry fachowiec w klubowym biurze wart jest nie mniej niż niejeden piłkarz. Przykładem Wojciech Pertkiewicz, który Jagiellonię wyciągnął z długów i razem z trenerem Adrianem Siemieńcem doprowadził do mistrzostwa Polski, co przyznali właściciele klubu zapraszając go na scenę w trakcie bardzo udanej gali tygodnika Piłka Nożna. Teraz Pertkiewicz wrócił w rodzinne strony do Gdyni, by powtórzyć sukces w jego ukochanej Arce. Powodzenia nie tylko za prezesowskim biurkiem, także na korcie tenisowym. Są też przypadki zgoła odwrotne czyli prezesi - wędrownicy bez kompetencji. Zwalniani z Tychów, Rzeszowa i Opola by już pukać do kolejnych drzwi.
Z tej strony Atlantyku trudno nam zrozumieć mechanizmy funkcjonowania koszykarskiej NBA, bez wątpienia najlepszej ligi świata. Właściciele zdecydowali o przeprowadzce Luki Doncicia z Dallas do Los Angeles bez pytania Słoweńca o zdanie. Pozornie przypomina to handel niewolnikami, zjawisko mające bogate tradycje w historii tego kraju. Nic z tych rzeczy, Luka nie straci, koniunktura się nakręci, business as usual, W świecie są dwa modele funkcjonowania sportu: amerykański z zamkniętymi ligami i korporacyjną organizacją rozgrywek oraz anglosaski z awansami, spadkami, otwartą furtką dla biedniejszych i znaczącą rolą zawodników z managerami. Za Oceanem nie ma ministerstwa sportu, a uczelnie odgrywają dominującą rolę.
- W najlepszej lidze świata czyli Premier League na porządku dziennym są transfery... działaczy, u nas zwanych prezesami i dyrektorami sportowymi. Dobry fachowiec w klubowym biurze wart jest nie mniej niż niejeden piłkarz - napisał Michał Listkiewicz w felietonie Miś z okienka w Super Expressie.
U nas to państwo rządzi i dzieli a potęga sportu akademickiego to przeszłość. Wolimy mieszanie łyżeczką w szklance z herbatą bez cukru. Fachowe ponoć portale fascynują się rywalizacją o fotel prezesa PZPN zamiast tą na boisku lub rolą kryptowalut w rozwoju klubów. To tematy zastępcze jak robienie szumu wokół transferów mało znanych zawodników do włoskiej Primavera, odpowiedniczki naszej CLJ nieznanej ogółowi kibiców. Gdy niedouczony aktor zapisuje się warsztaty teatralne w domu kultury to nikt nie oczekuje, że zagra kiedyś Hamleta. Prezes Pogoni Szczecin nie mówi o pomyśle na wyprowadzenie klubu z długów a o zbawczej roli kryptowalut i bukmacherów. Na szczęście ma jeszcze Kamila Grosickiego. Niech mu zdrowie służy długo, w Szczecinie jak trwoga to do "Grosika".
Sędziowie sportowi jednak nie będą traktowani jak funkcjonariusze publiczni. To chyba lepiej bo wtedy mogliby odpowiadać karnie za nie podyktowanie jedenastki lub niesłuszne wykluczenie co byłoby absurdem. Podobnie karanie piłkarza za przestrzelenie karnego i trenera za złą taktykę. Decyzją Prezydenta RP sprawa parytetów we władzach związków sportowych została chwilowo zamrożona, ale pewnie wróci. Irena Szewińska i Otylia Jędrzejczak nie musiały zakładać spódnicy by liderować swoim dyscyplinom. Były po prostu najlepsze, żaden facet im nie podskoczył. Jestem wrogiem sztuczności w każdej dziedzinie życia, preferuję zdrowy rozsądek. Mizogini są już na wymarciu, nawet w konserwatywnym jak się wydaje sporcie. Ustalanie parytetów to walka z cieniem.