W obecnych rozgrywkach Vikingur okazał się wymagającym przeciwnikiem dla Malmoe w Lidze Mistrzów i poradził sobie także z mistrzem Walii w Lidze Konferencji. - Islandczycy nie przestraszyli się mistrza Szwecji, któremu strzelili pięć goli - przypomina Cieślewicz. - Mimo że w rewanżu przegrywali u siebie dwoma bramkami, to nie poddali się i odrobili straty. Z nami zagrali na zero z tyłu, choć kto wie, jak potoczyłoby się mecz w Reykjavkiu, gdybyśmy wykorzystali okazję na samym początku. Vikingur wygrał z nami u siebie po rzutach karnych, a ten drugi to był „z kapelusza”. Jednak awansowali zasłużenie. Byli o wiele lepsi niż się tego spodziewaliśmy - tłumaczy.
Oficjalnie. Jorge Felix wrócił do Polski! W tym klubie zacierają ręce z transferu Hiszpana
Cieślewicz przestrzega piłkarzy Lecha przed lekceważeniem rywala. Zwraca uwagę na sposób gry mistrza Islandii. - Grają bardzo odważnie, cały czas są w ruchu i cierpliwie budują akcję - mówi. - Nie ma z ich strony wybijania piłki do przodu. Dużo w ich grze zależy od skrzydłowych, którzy potrafią „zamieszać” z przodu, a boczni obrońcy też chętnie uczestniczą w akcjach ofensywnych. Mają różne warianty rozegrania stałych fragmentów gry. Trzeba być czujnym, bo mogą zaskoczyć w ten sposób z rzutu wolnego lub rożnego. Szukają różnych rozwiązań. To, że grają na sztucznej murawie stawia ich w lepszej pozycji. Przed naszym meczem trochę popadało, co sprawiło, że „piłka” dostawała poślizgu. U siebie zagrali na trzech środkowych obrońców, a w rewanżu wystawili już czterech defensorów. Nie mogliśmy sobie wypracować dobrej sytuacji, stąd bezbramkowy remis. Żałuję, że odpadliśmy, bo liczyłem, że zagramy z Lechem. Pochodzę z Gniezna, kibicowałem tej drużynie, a mój tata Robert był piłkarzem i trenerem akademii Kolejorza w naszym mieście - opowiada.
Lech Poznań musiał obejść się smakiem. Fiasko rozmów w sprawie hitowego transferu
W pierwszym spotkaniu błysnął Kristall Ingason, który pewnie wykorzystał dwa rzuty karne. - Z Lechem nie zagra, bo właśnie trafił do Rosenborga Trondheim - stwierdza. - I to jest dobra wiadomość, bo ten chłopak naprawdę dużo potrafi. Widać było u niego klasę i dużą jakość. Zmiennikiem był Nikolaj Hansen. Duńczyk to inny typ napastnika. Jego atutem są warunki fizyczne. Ma ponad 190 cm wzrostu, więc obrońcy Kolejorza muszą się nastawić na to, że nie będzie z nim łatwo. Dobrze gra tyłem do bramki, to od razu rzuca się w oczy. Duży wpływ na grę ma w pomocy kapitan Julius Magnusson - podkreśla Polak, który ma w dorobku 36 występów w europejskich pucharach.
Wprawdzie Lech zawodzi na starcie sezonu, ale mimo wszystko Cieślewicz wierzy, że mistrz Polski pokaże klasę. - Niech zagrają tak, jak z Dinamo Batumi, gdy wygrali 5:0 - mówi. - Oglądałem to spotkanie w telefonie już na Islandii, gdy jechaliśmy na trening. I nie widziałem, że Ishak dobił rywali. Cenię Szweda za to, że jest zadziorny i skuteczny, a walka z nim nie należy do przyjemnych. Dlatego niech znów zrobi różnicę. Niech strzeli hat tricka. Lech naprawdę ma dobry zespół, choć na razie gra w kratkę. Nie będzie miał łatwej przeprawy na Islandii. Ważne, żeby przywieźć dobry wynik, a na Bułgarskiej przypieczętować awans. Za Lecha kciuki trzyma też mój kolega z New Saints, który grał kiedyś z Barrym Douglasem - kończy Cieślewicz.
Reprezentant Polski blisko Lecha. To może być rekordowy transfer do polskiej ekstraklasy!