Międzynarodowa armada pod okiem Holendra kryzys toczący ją w pierwszych tygodniach sezonu ma już dawno za sobą. Choć Legia zjechała na Bułgarską w glorii lidera tabeli, ani przez chwilę owych aspiracji do miana kandydata do tytułu mistrzowskiego nie potwierdziła. Nie pozwolili jej na to gospodarze, którym do pełni szczęścia brakło amunicji, czyli skutecznego wykorzystania którejś ze stworzonych okazji.
Ta pierwsza – najlepsza! - przydarzyła się Kolejorzowi już w 7 minucie: Joao Amaral w zasadzie prawie wszystko zrobił dobrze w swym ofensywnym wypadzie. Ale że „prawie” robi różnicę, Kacper Tobiasz „pajacykiem” zdołał skwasić nastrój strzelca. Portugalczyk po kilku katastrofalnych chwilach u progu rozgrywek, coraz bardziej przypominać zaczyna owego kreatywnego lidera środka pola poznaniaków z zeszłego sezonu.
Tym większy powinien być niepokój fanów Lecha, gdy krótko po przerwie – utykając – opuszczał on boisko. - Jest poturbowany i w czwartek może nie wystąpić – przyznawał opiekun „Lokomotywy” przypominając w ten sposób, że jego podopiecznych zaraz czeka starcie w Lidze Konferencji Europy z Hapoelem Beer Szewa. - Na szczęście mamy kim go zastąpić - dodał trener van den Brom. W potyczce z Legią Amarala zmienił jego rodak, Afonso Sousa. I być może właśnie jego zobaczymy w wyjściowym składzie mistrza Polski w starciu z Izraelczykami.