"Super Express": - Jakie jest pańskie największe piłkarskie życzenie na 2012 rok?
Robert Maaskant: - Jak najszybciej znaleźć pracę w klubie odpowiadającym moim ambicjom. Bo na pewno nie skorzystam z pierwszej lepszej oferty. Chcę pracować z zespołem, który o coś walczy.
- Ma pan malutkie dziecko, Wisła musi panu płacić do lata, więc może nie ma co się spieszyć?
- Nie. Jestem zbyt młody, żeby siedzieć w domu i nic nie robić. Jestem teraz na wakacjach w Austrii i to mi wystarczy. Potem chciałbym podjąć pracę.
- Zaraz po zwolnieniu był pan bardzo zły na Wisłę. Przeszło już panu?
- Mam zakaz wypowiadania się w mediach o Wiśle, wciąż nie wszystkie sprawy między mną a klubem są załatwione, choć wypłaty dostaję. Nie ukrywam jednak, że nadal jestem bardzo rozczarowany, że w Krakowie nie pozwolono mi dokończyć pracy.
>>> Zobacz: Wojciech Szczęsny po przegranym meczu poszedł na imprezę
- Po zwolnieniu i tak często przychodził pan na Wisłę. Po meczu z Twente wszedł pan nawet do szatni. Niektórzy odebrali to jako nieeleganckie zachowanie względem nowego trenera...
- Zawsze znajdą się tacy, którzy cię lubią i tacy, którzy nienawidzą. Sugerowanie, że wpraszałem się do szatni, żeby podpiąć się pod sukces byłego klubu, jest nie fair. Pojawiłem się tam wtedy na zaproszenie Kazia Moskala i piłkarzy.
- Po zwolnieniu z Polonii Warszawa Jose Mari Bakero został w Polsce i tu czekał na kolejne oferty. Nie chciał pan pójść jego śladem?
- Nie, absolutnie. W Krakowie bywałem i nadal będę bywał z moją żoną, bo spędziliśmy tu fantastyczne chwile, tu urodził się też nasz syn. I wciąż mamy do dyspozycji apartament, który wynajmowaliśmy. Ale to będą powroty prywatne, bo do polskiej piłki raczej nie wrócę. W Ekstraklasie jest bardzo mało klubów, które spełniałyby moje ambicje.
- Po zwolnieniu z Wisły miał pan propozycję pracy w Venlo, walczącym o utrzymanie w holenderskiej ekstraklasie. Czemu pan nie skorzystał?
- Moje rozstanie z Wisłą było wtedy bardzo świeże, układałem jeszcze sprawy w Krakowie. A po drugie, jak mówiłem, chcę pracować w ambitnym klubie.
- Ale to mogła być trampolina do powrotu do holenderskiej piłki. Nie boi się pan, że ludzie o panu zapomną?
- Nie, bo w Holandii jako trener przepracowałem dziesięć lat. A teraz jestem ekspertem w telewizji sportowej, gdzie wspólnie z kilkoma fachowcami, między innymi Erwinem Koemanem, analizujemy mecze ligi holenderskiej i Ligi Europejskiej UEFA. Moja twarz pojawia się więc publicznie na tyle często, że nikt w Holandii o mnie nie zapomni (śmiech).
Plusy i minusy Holendra
Największym osiągnięciem Maaskanta było zdobycie mistrzostwa Polski w poprzednim sezonie. Nie zrealizował jednak najważniejszego celu, czyli awansu do Ligi Mistrzów UEFA, przegrywając z APOEL-em Nikozja. Minusem jest też obciążenie budżetu Wisły wysokimi zarobkami jego rodaków, Michaela Lameya i Kewa Jaliensa, których sprowadził do Krakowa.
Statystyki
Robert Maaskant pracował w Wiśle od 21 sierpnia 2010 roku do 7 listopada 2011 roku. W tym czasie poprowadził Wisłę w 56 meczach (licząc wszystkie rozgrywki). Wygrał 31 spotkań, 9 zremisował i 16 przegrał. Jego zespół strzelił 80 goli, a stracił 60.