O celach na rundę wiosenną
Że kibiców Legii zmroziła i zaniepokoiła nasza porażka 1:5 z Viktorią Pilzno? Byliśmy po ciężkich treningach, choć nie chcę się wybielać i tłumaczyć porażki tylko tym. Przegraliśmy, bo drużyna z Czech była zdecydowanie lepsza. Straciliśmy cztery bramki po kontratakach, my wciąż uczymy się nowego systemu. Ćwiczymy, udoskonalamy lub też zapoznajemy się z nowymi ustawieniami. Wiadomo, że każda porażka boli, ale na pewno ten wynik nie bolał tak jak ligowe 0:3 z Lechem… Tu przegraliśmy, jednak bez punktowych konsekwencji. Nasz cel na wiosnę jest jasny i niezmienny: interesuje nas zdobycie i mistrzostwa Polski, i Pucharu Polski. Gdybyśmy – odpukać – nie obronili tytułu, byłaby to bez wątpienia porażka.
O nowym kontrakcie z Legią (do czerwca 2019 roku)
Czy było trochę niepewności? Było, być może to się trochę przeciągało z racji tego, że nie mam menedżera. Bo nigdy tak na dobrą sprawę nie miałem. Na samym początku kariery jeden agent mnie oszukał i wtedy się zraziłem. Powiedziałem do siebie: nigdy więcej menedżerów! A co do kontraktu, fajnie, że to już załatwione. Teraz będę miał czystą głowę, skupię się na grze. Natomiast nie wiem czy ten kontrakt będzie ostatnim, czy będę grał do 40-tki jak Buffon czy Van der Sar… Życie nauczyło mnie jednego: żeby za dużo nie planować. Nauczyłem się cieszyć z każdego dnia, z każdego treningu. Jeśli będzie zdrowie, to sobie poradzę.
O nagrodzie „Ligowca Roku 2017” od „Piłki Nożnej” i specjalnej dedykacji
Ta nagroda to dla mnie bardzo przyjemna niespodzianka. Głos mi się trochę załamał, gdy dedykowałem ją niedawno zmarłym mamom, ale myślę, że tam, u góry, są zadowolone. To był dla mnie ciężki rok, szczególnie jego końcówka. Nie da się przygotować, nie da się oswoić ze śmiercią bliskich osób. Ktoś powie, że teściowa to nie rodzina. A ja w ogóle nie lubię słowa teściowa. Moja mama nigdy nie była dla mnie teściową. Była dla mnie drugą mamą. Miałem to szczęście, że trafiłem na kobietę, która kochała mnie jak swojego syna. To działało i w drugą stronę. Kochałem ją jak swoją mamę. Jej śmierć to był dla mnie pierwszy cios, a po tygodniu drugi – odejście mojej mamy…. Niby mówią, że czas leczy rany, ale to wszystko jest dla mnie wciąż niezwykle bolesne…
O ucieczce w treningi i mecze
Co do śmierci mamy, to nie potrafiłem sobie wytłumaczyć jak to się mogło stać, jak mogło do tego dojść. Moja mama nigdy nie narzekała. W mojej rodzinie nie było nowotworu... W tym ciężkim okresie opuściłem tylko jeden trening. Siedzenie w domu by mnie rozłożyło. Teraz staram się iść do przodu, bo mamy tak chciały. Zawsze mi powtarzały, żebym nigdy się nie smucił, starał się robić to co kocham. Myślę, że one są szczęśliwe i cieszą się z tego. Uśmiechają się i pomagają mi dużo. Są obecne mimo tego, że nie mogę się przytulić i pośmiać, czasami pozłościć. Ale są.
O radości i trudach wychowania bliźniaków
To ciężki kawałek chleba. Naprawdę. Teraz moi chłopcy mają 5,5 roku. Oni również bardzo przeżyli śmierć jednej i drugiej babci, nie mają już żadnej…. Ciężko im wytłumaczyć dlaczego tak się dzieje... Nam dorosłym się wydaje, że dzieci jeszcze wszystkiego nie rozumieją. Ale tak sobie myślę, że rozumieją chyba więcej niż dorośli. Codziennie z nimi rozmawiamy i tłumaczymy, że babcie są obecne, tylko nie można je zobaczyć. Ale zawsze można porozmawiać. Babcie będą słuchały i w jakiś sposób pomagały. A generalnie to z bliźniakami jest wesoło, uśmiech często pojawia się w domu. Czasami przez łzy, ale jest fajnie (śmiech). Czy synowie zostaną piłkarzami? Jeżeli będą chcieli grać, to pomogę jak tylko będę mógł. Do niczego nie będę ich zmuszał, nie będę realizował swoich ambicji, że mają mieć ten czy inny zawód.
O zniszczonych kwiatkach w domu
Czy w domu jest zakaz gry w piłkę? No jest, a może raczej był, bo notorycznie jest łamany. Tyle dobrze, że chłopcy wiedzą, iż w domu mogą grać tylko gumową piłką. Żona na nas krzyczy, ale w domu jest trzech mężczyzn więc jest przegłosowana (śmiech). Nie ma co ukrywać, trochę kwiatków już ucierpiało… Natomiast jeśli moi synowie na poważnie zdecydują się na piłkę, to wolałbym, żeby nie stali między słupkami. Ale prawda jest taka, że ciągnie ich do bramki…
Zobacz również: Arkadiusz Malarz o chorobie i śmierci mamy. Powiedziała: Idź i broń jak zawsze