„Super Express”: - Wraca pan do Polski po wielu latach przerwy. Proszę opowiedzieć w paru zdaniach o swej drodze do Górnika.
Bartosch Gaul: - Urodziłem się Bytowie, ale w wieku dwóch lat wyjechałem z rodzicami do Niemiec. Wychowywałem się w Zagłębiu Ruhry, więc śląskie krajobrazy są mi bardzo bliskie, przypominają te z dzieciństwa. Do Polski przyjeżdżam z reguły dwa razy w roku, dziadkowie i rodzina od strony mamy wciąż mieszkają w Bytowie. Myślę, że od teraz Górnik będzie mieć tam nowych kibiców (śmiech).
- Grał pan w piłkę?
- Do 18. roku życia, w końcówce przygody - w V lidze niemieckiej,w SSV Buer. Kiedy uznałem, że kariery na boisku nie zrobię, zacząłem studia na AWF w Bochum; postanowiłem zostać trenerem.
- Droga wiodła najpierw przez akademię Schalke 04. „Potrafił rozmawiać z zawodnikami” - wspominał pana Tomasz Wałdoch. Ponoć do dziś przywiązuje pan sporą wagę do kontaktów z drużyną i z pojedynczymi piłkarzami?
- Tak, wielką. Zawodnik grający na poziomie najwyższej ligi właściwie technicznie i taktycznie potrafi już wszystko. Najważniejsze natomiast, czy jest w stanie wytrzymać presję: kibiców i wyniku. Jego mentalność i psychika jest kluczem do tego, czy będzie grał na tym najwyższym poziomie. Dlatego tak bardzo cenię sobie rozmowy z każdym podopiecznym. Muszę mieć z nim osobisty kontakt. Ważne jest dla mnie to, by wiedzieć, co to za piłkarz, ale też co to za człowiek. Wiedzieć, że to, co robi, sprawia mu radość; bo tylko wtedy pracować będzie na 100 procent.
Grzegorz Krychowiak zdecydował, gdzie będzie grać w najbliższym sezonie? Rosjanie cytują jego agenta
„Warunki jak w Bundeslidze”. Trener Górnika tak właśnie to widzi
- Z Mainz pewnie trudno było obserwować mecze ligowe Górnika. A czasu na zastanowienie się nie miał pan zbyt wiele...
- Po nawiązaniu kontaktu zobaczyłem kilka spotkań Górnika z zeszłego sezonu. Chciałem wiedzieć, czy drużyna będzie w stanie zrealizować moje pomysły taktyczne. Uznałem, że jest możliwość zrealizowania w Zabrzu mojej filozofii gry.
- Jak pan odbiera bazę Górnika?
- Znam warunki klubów w Niemczech i powiem wprost: jest super. Naprawdę nie ma na co narzekać. Boiska treningowe, szatnie, zaplecze – warunki jak w Bundeslidze, na bardzo wysokim poziomie. I jeszcze wspaniała arena meczowa. Wyobrażam sobie, jaka musi panować na niej atmosfera, gdy jest pełna.
- Przy jakiej największej frekwencji prowadził pan czwartoligowe rezerwy Mainz?
- W Offenbach zdarzały się mecze przy 8-tysięcznej widowni. Ale to nie to samo, co 20 tysięcy w Zabrzu... Zwłaszcza dla kogoś, kto – jak ja – tak bardzo kocha piłkę i emocje.
- Czy dla trenera, który jeszcze niedawno był wśród kandydatów do objęcia Schalke 04, przyjazd do ekstraklasy nie jest krokiem w tył?
- Praca w Gelsenkirchen na pewno byłaby dla mnie ogromnym krokiem do przodu. Ale tej w Górniku wcale nie postrzegam jako kroku w tył. Jestem w profesjonalnym klubie, pracuję z jego pierwszą drużyną – to też ważne, bo będąc trenerem rezerw nie masz pewności, czy tydzień w tydzień będziesz mieć do dyspozycji tych samych zawodników. Cieszyłem się, że zgłosił się do mnie tak wielki klub, z tak wspaniałą tradycją. I to z regionu, w którym czuje się futbol. Nie tylko skład, nie tylko pieniądze w klubie, ale właśnie to, że klub i region pasuje do mojej filozofii piłki – oto powody, dla których tu jestem.
- Kadra Górnika daleka jest od zamknięcia. Ma pan własne propozycje personalne?
- Owszem, mam listę nazwisk zawodników, których mógłbym zaproponować do Górnika. Zresztą wciąż zgłaszają się kolejni. Musimy przejrzeć te kandydatury, porównać je z listą potrzeb.
Jacek Góralski o występach w zagranicznych klubach. Tak kadrowicz podsumował piłkarskie dokonania