Zdruzgotany oboma tymi zdarzenia obrońca na długie tygodnie pożegnał się z ligowymi występami w szeregach Piasta. W klubie wciąż wiązano z nim jednak spore nadzieje, decydując się między innymi na przedłużenie z nim umowy aż do czerwca 2025! W sumie dano więc zawodnikowi sporą, kilkuletnią stabilną perspektywę życiową. W przypadku Słowaka poskutkowało to ważnymi zmianami na murawie i... poza nią.
- Jako obrońca nigdy nie strzelałem zbyt wielu bramek, ale tak długiego okresu bez gola chyba w przygodzie z piłką nie miałem – mówił nam Tomasz Huk. Swoje pierwsze trafienie w szeregach gliwickiego zespołu zaliczył niemal w trzy lata od debiutu w nim. Stało się to w 29. kolejce ubiegłego sezonu, w meczu z Termalicą i miało wagę trzech trzech punktów; dało gliwiczanom wygraną w Niecieczy. Tydzień później rozochocony defensor trafił raz jeszcze, tym razem w doliczonym czasie meczu z Radomiakiem, ratując swej drużynie remis.
Strzelał, bo... żona kazała!
Słowak wyjaśnił nam przyczyny nagłej eksplozji snajperskiej formy w końcówce poprzedniego sezonu. „Winowajczynią” została... małżonka. - Od ładnych paru miesięcy pytała mnie, kiedy w końcu tę bramkę strzelę. Bardzo chciała, bym mógł wreszcie po golu zabrać piłkę, schować pod koszulkę i zademonstrować wszystkim, że zostaniemy rodzicami. A trudno żony nie posłuchać – śmiał się piłkarz Piasta.
Już za kilka tygodni na świat przyjdzie córka państwa Huk – ich pierwsze dziecko. Nic dziwnego, że tata – choć przecież zazwyczaj skupiony przede wszystkim na obronie – zamierzał szukać okazji, by w którejś w pierwszych kolejek wpisać się na listę strzelców. Tym razem już nie dla żony, a właśnie dla córeczki. - No przecież nie może się obejść bez kołyski! - zapowiadał Tomasz Huk.
Boiskowe nieszczęście, pech w sparingu
Marzenia o efektownym wejściu w nowy sezon, połączonym z uczczeniem narodzin wyczekiwanej córeczki, Tomasz Huk musi jednak odłożyć na później. Dopadł go bowiem nieprawdopodobny pech: w sparingowym spotkaniu z Polonią Bytom, rozegranym w trakcie przymusowej pauzy w rozgrywkach, uszkodził bowiem więzadła krzyżowe w kolanie! To oznacza co najmniej kilkumiesięczny rozbrat z boiskiem! Marzenia o szybkim trafieniu i o symbolicznej kołysce kolegów z drużyny dla córeczki legły więc – przynajmniej na razie – w gruzach...