Lech Poznań w czwartek był zdecydowanie lepszy od Utrechtu. Holendrzy zostali całkowicie zdominowani przez Polaków. Zespół ze stolicy Wielkopolski nie podłamał się stratą bramki już w 1. minucie i jeszcze w pierwszej połowie doprowadził do remisu. Wynik 1:1 dawał jednak wciąż awans do IV rundy eliminacji Ligi Europy Utrechtowi. Dlatego na drugą połowę gospodarze wyszli podwójnie zmotywowani. Przyjezdni ograniczali się do obrony, a ich sytuację skomplikowała jeszcze bardziej czerwona kartka, jaką w 70. minucie obejrzał Ramon Leeuwin. Mimo przygniatającej przewagi, to Lech stracił drugą bramkę po błędzie Wołodymyra Kostewycza. Choć w doliczonym czasie gry poznaniacy doprowadzili do remisu 2:2, to na trzeciego gola zabrakło czasu i odpadli z europejskich pucharów.
Dziennikarze, którzy zgromadzili się na pomeczowej konferencji prasowej, spodziewali się gorzkich słów z ust trenera Lecha. Nenad Bjelica zaskoczył jednak wszystkich. - Wszyscy widzieliśmy, że nasza drużyna grała bardzo agresywnie, skoncentrowana. Szkoda, że odpadł zespół, który grał w piłkę, zdeklasował przeciwnika - ocenił spotkanie szkoleniowiec "Kolejorza". - W piłce nożnej liczą się bramki. Tych rywale nie strzelili akurat więcej, oni stworzyli trzy sytuacje, zdobyli dwa gole - dodał.
Kolejne stwierdzenia Bjelicy okazały się jeszcze bardziej szokujące. - W trenerskiej karierze nie byłem tak dumny z zespołu jak dzisiaj. Mamy totalnie inną drużynę. Dziesięciu nowych zawodników, a walczyli jakby byli długo razem - podkreślił trener, wprawiając w osłupienie zebranych.
Legia odpadła z Ligi Mistrzów. Relacja z meczu z Astaną
Arka Gdynia - porażka mimo dzielnej postawy. Koniec europejskiej przygody
Potencjalni rywale Legii Warszawa w IV rundzie eliminacji Ligi Europy