"Super Express": - Lecisz do Paryża - miasta, w którym pół roku temu zaszokowałeś tenisowy świat, dochodząc do finału turnieju z serii Masters. Piękne wspomnienia odżyją...
Jerzy Janowicz: - Na pewno tak, ale ja nie żyję historią, tamten sukces to już daleka przeszłość. French Open to zupełnie inny turniej, na innej nawierzchni. Ważne, że czuję się dobrze. Występy tydzień temu w Rzymie, gdzie doszedłem do III rundy, pokazały, że forma wraca.
- Zwycięstwa z zawodnikami z pierwszej dziesiątki Tsongą i Gasquetem przyszły chyba w idealnym momencie. To dla ciebie potężny zastrzyk pewności siebie i sygnał, że znów jesteś groźny dla każdego.
- To prawda. Od strony mentalnej te wygrane bardzo mi pomogły. Teraz czuję, że odbudowałem się po chorobie. Ale nie chcę niczego obiecywać. Lecę do Paryża, żeby rozegrać jak najwięcej dobrych spotkań, najważniejsze, żebym zawsze schodził z kortu zadowolony ze swojej gry.
- Roger Federer po waszym meczu w Rzymie bardzo cię chwalił. Mówił, że uwielbia oglądać twoje spotkania. Poza kortem też usłyszałeś od niego ciepłe słowa?
- Z tenisistami z czołówki znam się dobrze, często rozmawiamy. Teraz też trochę pogadaliśmy, ale nie mamy w zwyczaju słodzenia sobie nawzajem (śmiech).
- Po zwycięstwie z Tsongą cały świat zobaczył, jak w szale radości rozrywasz na sobie koszulkę. To jednorazowa akcja czy twój nowy znak rozpoznawczy?
- Myślę, że to była jednorazowa spontaniczna akcja, rozładowałem w ten sposób wielką presję, która na mnie od jakiegoś czasu ciążyła. Chyba więcej tego nie zrobię, choć... z moim charakterem nigdy nic nie wiadomo.
>>> Roland Garros 2013 - relacje na żywo, newsy i wideo na gwizdek24.pl
- Rok temu na French Open odpadłeś w kwalifikacjach. Dzięki temu nie bronisz żadnych punktów i możesz mocno awansować w rankingu.
- Ale nie myślę w ogóle o tym. Chcę po prostu grać swój tenis. Na Wielkim Szlemie każdy jest przygotowany na 101 procent, wszyscy są głodni wygranych. O każde zwycięstwo będzie bardzo trudno.
- Trochę z innej beczki. W sobotę finał Ligi Mistrzów - Borussia kontra Bayern. Kto będzie górą?
- Powiem szczerze, że fanem piłki nożnej nie jestem, ale mam nadzieję, że mój ulubiony piłkarz, czyli Robert Lewandowski, strzeli gola i wygra.