Bayern musiał wygrać z paryskim zespołem różnicą czterech goli, aby ukończyć rozgrywki grupowe na pierwszym miejscu. Ta sztuka mistrzom Niemiec się nie udała. Gospodarze prowadzili do przerwy 2:0 po golach Roberta Lewandowskiego i Corentina Tolisso. Po zmianie stron do siatki miejscowych trafił Kylian Mbappe i w tamtym momencie Bayern potrzebował trzech goli. Udało im się zdobyć tylko jednego i w tabeli grupowej wicemistrzowie Francji wyprzedzili monachijczyków.
Z jednej strony w Bawarii cieszono się z prestiżowego zwycięstwa, które było słodką zemstą za pierwszy mecz tych drużyn tej jesieni (PSG wygrało w Paryżu aż 3:0). Z drugiej taka wygrana nic Niemcom nie dała, oprócz odrobiny radości i splendoru. Dwugłos zapanował w szatni drużyny Juppa Heynckesa. Pełen euforii był na przykład młody obrońca Nicklas Suele, który przekonywał, że skoro Bayern wygrał z PSG, to może wygrać z każdym. W innym nastroju był inny środkowy defensor Mats Hummels. Niemiecki stoper nerwowo reagował w końcówce, będąc wyraźnie niezadowolonym z wyniku, który Bayernowi nie dawał realnych korzyści. 28-latek chciał dążyć do zdobycia kolejnych bramek, kiedy jego koledzy zadowolili się rezultatem 3:1.
Po meczu nastroje tonował Robert Lewandowski, który twierdził, że Bayern może grać jeszcze lepiej. Polak przekonywał w telewizyjnej rozmowie, że jego zespół stać na jeszcze więcej. Niemieckiemu "Bildowi" Lewy poskarżył się natomiast na kolegów, którzy, według snajpera, rzadko podawali mu tego wieczoru piłkę.
- Dostawałem zbyt mało piłek. Pierwszą prawdziwą szansę na zdobycie następnego gola miałem dopiero w 93. minucie - żalił się Lewandowski.