Guus Hiddink nie zbawił ekipy z Londynu. Mistrzowie Anglii pod wodzą nowego szkoleniowca nie zaczęli seryjnie wygrywać. Mimo to w sobotę pokazali przynajmniej hart ducha. Taki, jaki jeszcze niedawno kojarzyłby się jednoznacznie właśnie z "The Blues", z osobą Jose Mourinho i ze Stamford Bridge, a dzisiaj jest po prostu sporą niespodzianką.
Serie A: Zobacz cudowną interwencję Samira Handanovicia! [WIDEO]
Everton przyjechał do stolicy po swoje. Przed przerwą podjął rękawicę i zabawił się w partię szachów. Obie ekipy głównie czekały na rozwój wypadków, a ten nastąpił w 50. minucie. Ross Barkley urządził sobie slalom wokół defensorów mistrza Anglii, a do bramki Thibaut Courtois piłka wpadła po strzałach Johna Terry'ego - który próbował przykryć Romelu Lukaku, ale wyraźnie zapomniał gdzie znajduje się linia bramkowa - a później Kevina Mirallasa.
To mógło być kolejne takie popołudnie. W tym sezonie w wykonaniu graczy Chelsea widzieliśmy takich niezliczoną ilość. Brak pomysłu, wiary w sukces, możliwości wyrównania. Tyle że wreszcie ekipa Hiddinka odpaliła. W trzy minuty wyrównała stan gry. Najpierw Diego Costa przepchnął - dosłownie - defensywę Evertonu i wpakował futbolówkę do pustej bramki, a później Cesc Fabregas wykończył kombinację całej drużyny.
Gdyby to była walka bokserska, obaj pięściarze mieliby już po jednym knockdownie, a bliższa sukcesu byłaby Chelsea. Tyle że Everton na piłkarskim boisku potrafił zachować zimną krew. Niemal do końca. W 93. minucie gracze Roberto Martineza uciszyli nawet Stamford Bridge. Dośrodkował Gerard Delofeu, najlepsza do niedawna defensywa Premier League ruszyła już chyba do szatni i zrobiło się dramatyczne 3:2.
John Terry królem Stamford Bridge raz jeszcze
Dramatyczne, ale prawdziwe emocje dopiero czekały za rogiem. Sędzia uznał bowiem, że przerywać takiego widowiska nie ma sensu. Dorzucił więc dodatkowe 7 minut, później jeszcze 60 sekund w ramach noworocznego prezentu i wreszcie John Terry, znajdując się na metrowym spalonym, wpakował futbolówkę do siatki Tima Howarda. Magiczne popołudnie w Londynie dobiegło końca, a puenta zwaliła z nóg. Stoper Chelsea swoje trafienie zaliczył bowiem... piętą.
Dla londyńczyków remis to jednak klęska. Kolejna utrata punktów spowodowała, że podopieczni Guusa Hiddinka znajdują się wciąż na 14. pozycji w tabeli Premier League. Do czwartego Tottenhamu tracą czternaście oczek. I w ostatnich szesnastu kolejkach musieliby zanotować niezwykłą serię zwycięstw, by ostatecznie w przyszłym sezonie zameldować się w Lidze Mistrzów.
Chelsea Londyn - Everton 3:3 (0:0)
Bramki: Costa 64, Fabregas 66, Terry 98 - Terry 50 (s), Mirallas 56, Funes Mori 90
Chelsea Londyn: Thibaut Courtois - Branislav Ivanović, Kurt Zouma, John Terry, Cesar Azpilicueta, Nemanja Matić (55. Oscar), John Obi Mikel, Willian, Cesc Fabregas, Pedro Rodriguez (66. Kenedy), Diego Costa (80. Loic Remy)
Everton: Tim Howard - Bryan Oviedo (71. Ramiro Funes Mori), John Stones, Phil Jagielka, Leighton Baines, Ross Barkley (81. Steven Pienaar), Gareth Barry, Muhamed Besić, Aaron Lennon (80. Gerard Deulofeu), Romelu Lukaku, Kevin Mirallas
-----------------
W innych sobotnich spotkaniach faworyci nie zawiedli. Tottenham rozbił Sunderland 4:1 i zadomowił się w czołowej czwórce. Gracze z Londynu mają pięć punktów przewagi nad szóstym Manchesterem United. Bournemouth, z Arturem Borucem w składzie (czyste konto, znowu!), pokonało 3:0 Norwich City, awansowało na piętnastą lokatę w tabeli i do Chelsea traci już tylko jedno "oczko". Liderem Premier League został też na momencik Manchester City, który brutalnie - bo 4:0 - rozprawił się z Crystal Palace.
Komplet sobotnich wyników Premier League:
Tottenham - Sunderland 4:1
Bournemouth - Norwich City 3:0
Manchester City - Crystal Palace 4:0
Newcastle United - West Ham United 2:1
Southampton - West Bromwich Albion 3:0