Długo klasyfikacji najlepszych strzelców przewodził Robert Lewandowski i mocno trzymaliśmy kciuki, że to Polak ostatecznie zakończy rok w koronie. Napastnik Bayernu i reprezentacji Polski strzelił w tym roku 53 gole, a więc do 22 grudnia mógł się pochwalić takim wynikiem jak chociażby Leo Messi, czy Cristiano Ronaldo. Lewy miał jednak lepszą średnią bramek na mecz od dwóch wymienionych gwiazd. 23 grudnia, podczas Gran Derbi, Leo Messi strzelił bramkę Realowi, zanotował 54. trafienie i wyprzedził Polaka. Już wtedy wiedzieliśmy, że z korony Lewandowskiego nici.
Świetnie odpowiedział Argentyńczykowi Harry Kane, który w sobotnim meczu z Burnley strzelił trzy gole i poprawił swój wynik z 50 na 53 trafienia. Przed Anglikiem był jeszcze jeden, ostatni mecz. Aby zostać najlepszym strzelcem roku musiał zdobyć w nim dwa gole. Zadanie zrealizował z nadwyżką. Po raz kolejny popisał się hat-trickiem, który przyczynił się do zwycięstwa Tottenhamu z Sothampton 5:2, a Kane'owi dał tytuł najskuteczniejszego piłkarza w 2017 roku.
Wyczyn godny podkreślenia, biorąc pod uwagę fakt, że Harry Kane nie strzela bramek w sierpniu. Od kilku sezonów ma problem, by zdobyć gola właśnie w tym miesiącu. Można więc uznać, że świetny wynik Anglik wykręcił w 11, a nie 12 miesięcy.