Radwan Hamed w sierpniu 2006 roku podpisał pierwszy zawodowy kontrakt. Zaufał mu Tottenham Hotspur. Po przejściu badań medycznych kilka dni później zagrał w młodzieżowej drużynie "Kogutów". Gdy nagle padł na murawę nikt nie spodziewał się, że sprawa okaże się tak poważna. Młody wówczas zawodnik przeszedł zawał serca. Co gorsze karetka przyjechała dopiero po kwadransie, a przez część czasu oczekiwania krew nie docierała do mózgu w wyniku czego doszło do częściowego uszkodzenia narządu.
Dzisiaj Hamed ma dwadzieścia siedem lat i nie jest w stanie wykonywać samodzielnie prostych czynności. Potrzebuje nieustannej opieki. Jego prawnicy skierowali sprawę do Sądu Najwyższego, domagając się od klubu odszkodowania w wysokości od pięciu do siedmiu milionów funtów. Wyrok był bardzo niekorzystny dla "Kogutów". Sąd postanowił przystać na najwyższą proponowaną kwotę, ale całość zapłaty nie spocznie na barkach ekipy z Premier League. Uznano, że klub ponosi 70% odpowiedzialności, a 30% doktor Peter Mills, który badał piłkarza. "Spurs" muszą więc wyciągnąć z klubowej kasy blisko pięć milionów funtów.
Prawnicy Tottenhamu nie zamierzają jednak składać broni. "W wyniku prowadzonych przed sądem rozmów, dwóch byłych członków naszego sztabu medycznego przyznało, że ponosi wyłączną winę za swoje zaniedbania, których wynikiem są oskarżenia w stosunku do klubu" - napisano w oświadczeniu wydanym przez klub z White Hart Lane.