W niedzielny wieczór Zalewski znów wrócił do podstawowej jedenastki rzymian (poprzednio zagrał w niej sześć tygodni wcześniej, w potyczce z Interem). Nie dotrwał jednak do końcowego gwizdka spotkania z Fiorentiną. W 64. min. ukarany został drugą żółtą – i w konsekwencji czerwoną – kartką przez arbitra Antonio Rapuano.
Chwilę potem goście z Florencji – przegrywający od 5. minuty – wyrównali na 1:1. Ten wynik nie uległ już zmianie do samego końca, choć przyjezdni kończyli mecz aż z dwuosobową przewagą. W 87. minucie z bezpośrednią czerwoną kartką wyleciał bowiem z murawy jeszcze jeden piłkarz Romy, autor gola Romelu Lukaku.
Ależ awantura o Nicolę Zalewskiego!
Decyzje sędziego wywołały wściekłość w ekipie gospodarzy i… szeroką dyskusję – by nie rzec: awanturę – medialną. Na konferencji prasowej nie pojawił się ani Jose Mourinho, ani żaden inny przedstawiciel rzymskiego klubu, piłkarze Romy – według doniesień miejscowych serwisów i tytułów – ominęli też „mixed zone”, czyli strefę pomeczowych rozmów.
Wielu prasowych komentatorów podważa słuszność decyzji podjętej przez Rapuano w 64. minucie. „Corriere dello sport” napisało po prostu „Druga żółta kartka dla Zalewskiego niesie ze sobą wiele wątpliwości”. Również „La Gazzetta dello Sport” kwestionuje upomnienie, choć w ocenie całej sytuacji padają też słowa o „naiwności” polskiego zawodnika w pechowym starciu z Michaelem Kayode.
Były sędzia zakłopotany decyzją w sprawie Nicoli Zalewskiego
Najmocniejszy chyba głos dał natomiast Luca Marelli – były arbiter, a dziś ekspert od spraw sędziowskich. - Decyzja o drugiej kartce dla Zalewskiego wprawia mnie w zakłopotanie. Nie widzę w jego zagraniu nieostrożności, nie jest to też działanie potencjalnie niebezpieczne. Przerwał bowiem akcję czterech piłkarzy Fiorentiny, w której aż siedmiu graczy Romy podejmowało działania obronne - zaznaczył na antenie stacji DAZN.