Juventus Turyn zremisował w przedsezonowym spotkaniu z reprezentacją ligi koreańskiej 3:3. Jednak to nie wynik tej potyczki był najważniejszy. Na trybunach zasiadło 65 tysięcy osób, chcących z bliska podziwiać mistrzów Włoch. Największym zainteresowaniem cieszyła się oczywiście osoba Cristiano Ronaldo. Azjaci ostrzyli sobie ząbki na występ Portugalczyka. Musieli jednak być bardzo rozczarowani po końcowym gwizdku. Ronaldo nie pojawił się na placu gry nawet na minutę. Nie wiadomo czy działacze i sztab "Starej Damy" zdawali sobie sprawę z tego, że może to grozić poważnymi konsekwencjami.
Według mediów w umowie istniał bowiem zapis o tym, że Cristiano Ronaldo ma pojawić się na boisku. Jedna z kancelarii już ponoć przygotowuje pozew zbiorowy przeciwko organizatorom. Domaga się w nim zwrotu pieniędzy za kupione bilety. Wygląda na to, że przeprowadzenie tego spotkania przerosło odpowiedzialną za przedsięwzięcie firmę. To nie powinno akurat dziwić. Okazało się bowiem, że spółka nie ma doświadczenia w tego typu wydarzeniach, a oficjalnie zatrudnia... cztery osoby.
Organizatorzy powiedzieli, że kontaktowali się z Juventusem. Klub podobno przeprosił za zamieszanie, jednocześnie tłumacząc to napiętym harmonogramem i problemami mięśniowymi swojej gwiazdy. Prezes koreańskiej ligi również przeprosił. Kwon Oh-gap przyznał, że mecz był źle zorganizowany.
Polecany artykuł: