O tej sprawie od kilku miesięcy mówią i piszą niemal wszystkie media na świecie. Do przestępstwa miało dojść dziewięć lat temu. Kathryn Mayorga, 34-letnia Amerykanka, uważa, że padła ofiarą Portugalczyka, który podczas jednej z imprez zaprosił ją do swojego apartamentu i uprawiał z nią seks analny wbrew jej woli.
Sprawa wyciekła prawie dwa lata temu. Wtedy też napisał o niej niemiecki tygodnik "Der Spiegel", który zdradził, że Mayorga miała dostać 375 tys. dolarów za milczenie. Temat jednak ucichł, ale powrócił ze zdwojoną siłą, gdy kobieta ostatecznie zdecydowała się złożyć zawiadomienie na policję.
Słowa kobiety napędziły całą machinę, bo według kodeksu karnego stanu Newada tego typu przestępstwa nie ulegają przedawnieniu. Sam Ronaldo i jego adwokaci oczywiście twierdzą, że piłkarz Juventusu jest niewinny. Mówią również, że wiele dokumentów przedstawionych w sprawie jest sfałszowanych.
Amerykańska policja nie daje wiary zapewnieniom portugalskiej strony i kontynuuje śledztwo. Jak podał "Wall Street Journal" do włoskich sądów wysłano nakaz wydania DNA Ronaldo. Według dziennikarzy chodzi o sprawdzenie, czy materiał genetyczny Portugalczyka pasuje do tego, który został znaleziony na sukience, będącej dowodem w śledztwie. To kluczowy dowód. Na sukience znaleziono bowiem DNA, które nie należy do Mayorgi.