Po ostatnim meczu Juventusu (CR7 strzelił gola) Ronaldo wsiadł do prywatnego samolotu i odleciał do Portugalii, aby tam, wraz ze sztabem prawników, przygotować linię obrony przed oskarżeniami Amerykanki. Sytuacja jest o tyle poważna, że policja w Las Vegas wszczęła ponownie postępowanie, a wczoraj w nocy po raz pierwszy amerykańscy stróże prawa przyznali, że zamierzają przesłuchać Ronaldo. Angielskie media ujawniły też, że w archiwach wciąż jest zabezpieczone ubranie Amerykanki, które miała na sobie, gdy miało dojść do gwałtu.
Ta sprawa porusza cały medialny świat, ostatnio pojawiły się nawet analizy prawników co będzie jeśli amerykański sąd uzna CR7 winnym. Wtedy nie pozostałoby mu nic innego jak wrócić do Portugalii. Amerykanie na pewno wystawiliby za nim europejski nakaz aresztowania, a kraje mające umowę ekstradycyjną z USA wydałyby go USA. W tej sytuacji bezpieczny byłby tylko w Portugalii, bo, jak wyjaśnił czołowy hiszpański prawnik, profesor Emilio Cortes, „Amerykanie nie mogą się domagać wydania obywatela danego kraju przebywającego w jego ojczyźnie”
Do takiego scenariusza jeszcze daleko, ale afera tak szybko się rozkręca, że wszystko jest możliwe. Na razie, poza armią adwokatów, Ronaldo otoczył się też gromadką ochroniarzy (wśród nich jest Goncalo Salgado, były zawodnik MMA), którzy odganiają wszystkich chcących zapytać co wydarzyło się latem 2009 roku w Las Vegas… Bo jedno jest pewne: popularne hasło „co działo się w Vegas, zostaje w Vegas” w tym przypadku nie będzie miało zastosowania…
