Piotr Myszka przed medalowym wyścigiem zajmował 4. miejsce. Wiedział, że musi zaatakować rywali w walce o medal. Na pierwszym kursie Polak żeglował wprawdzie za poprzedzającymi go w klasyfikacji Francuzem Goyardem i Włochem Cambonim, ale wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Kiedy po chwili Mattia Camboni został zdyskwalifikowany za falstart, Polak w klasyfikacji generalnej był już na 3. pozycji. Jednak po kolejnych dwóch minutach sędziowie podpłynęli również do jego deski, pokazując Polakowi flagę oznaczającą dyskwalifikację za falstart. Wkrótce ściągnęli też z trasy kolejnych zawodników. Piotr Myszka ukończył olimpijskie regaty na 5. miejscu,
ZOBACZ TAKŻE: Piotr Lisek po HORRORZE w eliminacjach: Lizałem poprzeczkę
- Troszeczkę dziwna sytuacja, szczerze mówiąc. Jeżeli trzydzieści procent stawki ma falstart i to indywidualny falstart, to kurczę coś jest nie tak - nie krył rozgoryczenia Piotr Myszka w rozmowie z polskimi dziennikarzami. - Walczymy tu o medale i jeżeli wydarzyła się taka sytuacja, to się po prostu wyścig przerywa. Wydawało się na początku, że falstart będzie miał tylko Włoch, bo go pierwszego zdjęli. Myślałem wtedy: "OK, dobra, jestem bezpieczny, mam już prawie medal". Po czym mijają dwie minuty i ściągają mnie z trasy, więc myślę: "No kurczę, niewiarygodne, ja i Włoch wylatujemy z wyścigu". Po czym zdejmują Francuza, który prowadzi i ściągają kolejnych po całym kółku. To już była dziwna sytuacja. Ale taką decyzję podjęła sędzia, że jedzie dalej ten wyścig i tyle. Szkoda bardzo, jestem rozczarowany, bo już się witałem z gąską, a tu zabrali mi zabawki - dodał przybity Piotr Myszka.
Tokio 2020. Pływak Jakub Majerski z 5. miejscem i rekordem Polski: Ten luz mnie poniósł
Linia startu wygląda tak, że wyznaczają ją dwie motorówki, które mają pomarańczowe flagi i między tymi flagami jest umowna linia. - Taktyka była dość prosta na ten wyścig. Musiałem atakować, żeby wyprzedzić Francuza i Włocha, nie mogłem po prostu sobie płynąć. Wydawało mi się, że sobie spokojnie wystartowałem bez jakiegoś ryzyka, tym bardziej, że wszystko miałem sprawdzone i widziałem, gdzie ta linia startu jest. Dlatego tym bardziej byłem zdziwiony, że tak przestrzeliłem z tym falstartem. To nie było spowodowane jakimś stresem czy nerwami. Po wyścigu okazało się, że mogłem nie atakować i tylko sobie spokojnie płynąć w tym wyścigu. I miałbym medal - kręcił głową Piotr Myszka. - Nie przypominam sobie sytuacji, żeby tyle osób miało falstart i żeby wyścig nie został powtórzony. Szkoda, ale taka jest decyzja sędziego i nie ma od tego odwołania - zakończył rozgoryczony Polak.
Tokio, Michał Chojecki