Kamila Lićwinko swego czasu była jedną z czołowych zawodniczek w swojej dyscyplinie. Potwierdzeniem tego był choćby brązowy medal mistrzostw świata w Londynie w 2017 roku, czy halowe mistrzostwo świata w 2014 roku. Na igrzyska olimpijskie jechała jednak jako zawodniczka, która niekoniecznie musi bić się o medal. Ale eliminacje w jej wykonaniu były całkiem udane.
Przeczytaj: Tak wyglądała Maria Andrejczyk na podium! Piękne sceny przejdą do historii
Emocje po konkursie. Lićwinko nie wytrzymała
Finał również rozpoczął się dobrze, bo pierwsze próby Polki były udane. Schody zaczęły się od wysokości 1,93m. Te zaliczyła dopiero w trzeciej próbie. Ta sztuka nie udała się przy próbach na 1,96m. Lićwinko nie zdołała pokonać tej wysokości i odpadła z konkursu. Po tym nie kryła rozczarowania. W rozmowie z TVP nie brakowało łez.
Zobacz: Kuriozalna wpadka w TVP. Wszystko na oczach Sylwii Dekiert
- Nie wiem co powiedzieć. Jestem w szoku, że tak kiepsko skakałam. Dwa dni temu w eliminacjach oddałam dobry skok na 1,95, przyzwoity na 1,93. Dzisiaj czułam się bardzo zmęczona - powiedziała brązowa medalistka mistrzostw świata z 2017 roku. Lićwinko wyznała również, że eliminacje były dla niej bardzo ciężkie, co przełożyło się na jej zdrowie.
Lićwinko mówi o udarze. Nie zabrakło łez
- Te eliminacje dały mi w kość, przeszłam lekki udar cieplny. Nie wiem, czy to konsekwencje tego. Jestem bardzo rozczarowana. Myślałam, że dopiero przeskoczenie dwóch metrów mnie zatrzyma. Brak mi słów, naprawdę - wyznała Lićwinko.
- Dokonaliśmy z Michałem (mąż i trener zawodniczki - przyp. red.) rzeczy niemożliwych, trzy lata po urodzeniu dziecka jestem w finale igrzysk olimpijskich. Naprawdę byłam w bardzo dobrej dyspozycji, dlatego jest mi tak przykro, że skoczyłam tak mało i zajęłam dopiero 11. miejsce. Po raz kolejny mi się nie udało, już więcej nie spróbuję. Szkoda - powiedziała wyraźnie załamana Polka.