Następcy legendarnej drużyny Wagnera walczą w Japonii o olimpijską powtórkę z historii, na którą czekamy już blisko pół wieku. Jeśli zespół trenera Vitala Heynena zdobyłby złoto Tokio 2020, nagroda będzie nieco wyższa niż 2000 dolarów. Chociaż należy pamiętać, że w tamtych czasach taka suma to była równowartość 4-letnich zarobków... Obecnie na ewentualnych złotych medalistów z Tokio w drużynie czeka po ok. 60 tys złotych z tytułu nagród przyznawanych przez PKOl oraz premia w wysokości ok. 80 tys PLN z Ministerstwa Sportu. Nie o pieniądze przecież jednak tu chodzi, a poza tym te zawody wiążą się z ekstremalnymi wyzwaniami. – To najtrudniejsza impreza w życiu sportowca, nie wieszajmy od razu naszym chłopcom złotych medali na szyi – mówi „Super Expressowi” Edward Skorek, kapitan legendarnej drużyny trenera Huberta Wagnera.
To paraliżuje polskich siatkarzy w Tokio 2020
– Turniej olimpijski jest niesamowicie ciężki pod względem psychologicznym. Widzimy jaka presja jest wywierana na zawodnikach. To wszystko jest bardzo stresujące. Wcale nie dziwię się, że Polska przegrała pierwszy mecz z Iranem. Ciąży na niej odpowiedzialność za zdobycie medalu, najlepiej złotego. To paraliżuje, ale życzę chłopakom, żeby pokazali charakter i dali sobie radę – mówi Skorek, który w Montrealu grał na swoich trzech igrzyskach, miał więc niezbędne doświadczenie. A niewiele brakowało, a w Kanadzie wcale by go nie było. Wszystko przez poprzednie niewesołe doświadczenia olimpijskie.
Takie KŁOPOTY MAJĄ OLIMPIJCZYCY podczas IO TOKIO! Dzień z Joanną Jóźwik
– Do dziś pamiętam, że podczas swoich pierwszych igrzysk, w Meksyku, po przegraniu przez nas decydującego o medalu meczu z NRD, pomyślałem, że mam dość i szkoda się bawić dalej w siatkówkę – nie ukrywa jeden z najwybitniejszych siatkarzy w historii. Na szczęście wytrwał jeszcze 8 lat w kadrze olimpijskiej i mógł świętować w Kanadzie pamiętnego 30 lipca 1976. Dzisiaj nawet nie bardzo dokładnie pamięta, jak tamten dzień wyglądał. – Przypominam sobie, że złoty medalista w strzelectwie Józek Zapędzki przychodził do nas w przeddzień finału, opowiadał kawały, starał się nas rozluźnić, żebyśmy nie myśleli o tym, o nas czeka – wspomina Skorek.
Spięcie Igi Świątek i Łukasza Kubota z dziennikarzem! Po tym pytaniu nie wytrzymali!
Nie odzywać się, bo zabiję
Sam Wagner też miał psychologiczne zagrywki, które stosował w czasie zawodów. Gdy Polacy spotykali się z Rosjanami na stołówce czy w hotelu, mieli zakaz odzywania się z „Cześć!” jako pierwsi. „Bo zabiję” – groził Wagner, który uznawał, że w taki sposób jego ekipa wykaże mentalną dominację nad przeciwnikami.
Tokio 2020. Polscy pływacy zdyskwalifikowani
– To był raczej wyraz przekonania samego Jurka, że takie podejście jest potrzebne – wyjaśnia dziś Skorek. – Myśmy naprawdę nie mieli nic przeciwko kolegom ze Związku Radzieckiego. Znaliśmy się z nimi dobrze, przecież nawet razem przebywaliśmy na obozach w tym samym miejscu. Polityki nie było w tym wcale – zapewnia popularny „Szabla”.
9 godzin treningów dziennie
To była też zupełnie inna siatkówka. Skorek był nominalnie graczem ofensywnym, ale w tamtych czasach siatkarz musiał umieć wszystko. Jeden z jego następców, pierwszy bombardier Biało-Czerwonych na igrzyskach w Tokio Bartosz Kurek, ma przede wszystkim za zadanie zdobywać jak największą liczbę punktów.
Tokio 2020 i #gangłysego. Tomasz Fornal dołączy do akcji [WIDEO]
– To, że Kurek jest atakującym, wynika ze specjalizacji, w naszych czasach atakowałem z lewego skrzydła, z prawego, ze środka, musiałem też przyjmować piłkę – tłumaczy Skorek. – To wymagało niesamowitych umiejętności technicznych. Obecnie gracze mają większą możliwość doskonalenia umiejętności w jednym kierunku.
Przykre wyznanie gwiazdy polskiej siatkówki. Musiała się z tym zmagać w swojej karierze
Zupełnie inne są też obciążenia treningowe. – Dzisiaj dużo większą rolę odgrywa przygotowanie siłowe. My trenowaliśmy po 8–9 godzin dziennie. Teraz nikt już nie biega po górach ani nie skacze z obciążeniami po 400 płotków. Wydolność odgrywała u nas ogromną rolę, bo mecze potrafiły trwać trzy, cztery godziny. My mieliśmy tyle pary, że po piątym secie mogliśmy spokojnie wyjść na szóstego – zapewnia Skorek, który złoty medal olimpijski, podobnie jak inne trofea, trzyma w specjalnym miejscu w domu. I co jakiś czas wyjmuje, by pokazywać podczas okolicznościowych spotkań z młodzieżą.
Przed wylotem kadry do Japonii Edward Skorek symbolicznie przekazał ogień olimpijski kapitanowi kadry Michałowi Kubiakowi. Teraz czekamy na to, by ta dobra energia natchnęła Biało-Czerwonych do dokonania wielkich rzeczy w Tokio 2020.