Nadzieje związane z Hubertem Hurkaczem i jego występem na igrzyskach olimpijskich w Paryżu wiązały się przede wszystkim z tym, że wrocławianin miał zagrać w deblu z Igą Świątek. Tę parę stawiano wysoko w gronie faworytów do medalu. Jednak w ostatnich dniach wspólny występ Hurkacza i Świątek stanął pod ogromnym znakiem zapytania. Wszystko ze względu na kontuzje, jakiej tenisista nabawił się podczas meczu II rundy Wimbledonu. Po jednym z padów i podnoszeniu się z trawy coś "strzeliło" w kolanie Hurkacza. Ból był na tyle duży, że Polak nie dokończył spotkania.
Specjalista o kontuzji Hurkacza. Złe informacje
Otoczenie wrocławianina dość lakonicznie komentuje całą sprawę i wiadome jest tylko to, że tenisista walczy z czasem, aby zdążyć na igrzyska. Jednak ze słów doktora Roberta Śmigielskiego, z którym Hurkacz kontaktował się w sprawie kontuzji wynika, że czarny scenariusz jest niestety realny. - Ja myślę sobie, że jeśli chodzi o start w Paryżu, to raczej bym się na to nie nastawiał. A jeśli tak, to moim zdaniem byłoby to dużym kosztem dla jego zdrowia - powiedział lekarz w rozmowie z portalem Interia.
- To nie są przelewki. Oczywiście sportowcy robią różne rzeczy, podejmują przeróżne decyzje, ale skoro pyta mnie pan o zdanie, a wcześniej zrobił to zawodnik, to muszę być odpowiedzialny. Ja nie proponowałbym w tym przypadku mniej inwazyjnej metody, jeśli nawet zawodnik na wszelką cenę chciałby wystartować w Paryżu. To jest jednak decyzja Huberta, jego taty oraz całego sztab - podkreślił specjalista. Mniej inwazyjna metoda leczenia ma dać szansę Hurkaczowi na występ w Paryżu, ale ryzyko ponownego urazu jest duże. Bardziej inwazyjna operacja sprawiłaby natomiast, że tenisista musiałby pożegnać się z marzeniami o występie na igrzyskach, ale w przyszłości powrót tej samej kontuzji byłby zdecydowanie mniejszy. Śmigielski zapewniał jednak, że nie wie, na którą metodę postawił sztab Hurkacza.