Kariera Gikiewicza jest pełna wzlotów i upadków. Kibice w Polsce pamiętają go przede wszystkim z występów w Śląsku Wrocław, z którym zdobył mistrzostwo Polski w sezonie 2011/2012. Po tym sukcesie ruszył na podbój Niemiec. W Eintrachcie Brunszwik na zapleczu 1. Bundesligi grał regularnie. Następnie został piłkarzem Freiburga, w którym w zasadzie nie ruszał się z ławki.
Gikiewicz postanowił więc wrócić do 2. Bundesligi, ale tym razem wylądował w Unionie Berlin. Okazało się, że była to świetna decyzja. Polak w zespole ze stolicy Niemiec wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie, a co więcej, był jednym z liderów zespołu. Grał na tyle dobrze, że został wybrany najlepszym bramkarzem ligi. Jego postawa sprawiła, że dostał powołanie do reprezentacji Polski.
Golkiper zdecydowanie przyczynił się do awansu Unionu do Bundesligi. Wydarzenie to jest historyczne dla tego klubu, bowiem Union nigdy wcześniej nie grał w najwyższej klasie rozgrywkowej. Datę awansu, a więc 27 maja 2019 roku Gikiewicz postanowił wytatuować sobie na przedramieniu. Dzięki temu niemieckie media znów miały powód, aby o nim pisać.
- W 2012 roku wytatuowałem sobie złoty medal po wygraniu polskiej ligi ze Śląskiem Wrocław. Teraz przyszedł czas na herb Unionu. Zrobiłem to, ponieważ był to historyczny moment - powiedział Polak na łamach Bilda. Gikiewicz zdradził również, gdzie będzie kontynuował karierę. - Nie zamierzam stąd odchodzić. Mam jeszcze rok kontraktu a chcę zostać dłużej, to mój priorytet - dodał.