Przez 120 minut pojedynku w Poznaniu to Lech był drużyną lepszą. Bardzo trudno było jednak "Kolejorzowi" o konkrety. Jako pierwsi do siatki trafili nawet gdańszczanie, ale gospodarze szybko odpowiedzieli wyrównującym trafieniem. Gdy doszło do rzutów karnych, ekipa z Wielkopolski była już o krok od wywalczenia zwycięstwa i awansu, ale ostatecznie nie udało jej się tego osiągnąć. Konkurs "jedenastek" miał niesamowity przebieg.
Stało się tak w dużej mierze ze sprawą bramkarza Lecha, Mickeya van der Harta. Holender przy paradzie, dzięki której obronił rzut karny, doznał kontuzji barku. Zastąpił go Miłosz Mleczko, ale nie zdążył wykazać się ani razu, ponieważ Kamil Jóźwiak posłał piłkę ponad poprzeczką i to ekipa z Gdańska awansowała do finału. - Słowa nie są w stanie opisać uczucia, z którym się dzisiaj obudziłem. Jestem zniszczony tym, że nie awansowaliśmy do finału. Zasłużyliśmy na dużo więcej... Niestety zwichnąłem bark podczas obrony pierwszego karnego. Naprawdę nie mam pojęcia jak fatalne jest to uczucie, ale wiem, że wrócę silniejszy - napisał golkiper na swoim profilu na Instagramie.
Cała sytuacja z pewnością zalicza się do grona zupełnie niezwykłych. Ile bowiem razy zdarza się, że bramkarz potrzebuje zmiany podczas konkursu "jedenastek"? Niesamowita sytuacja z Poznania pokazuje, że piłka potrafi zaskoczyć w każdym momencie.