„Super Express”: - Dlaczego powstała ta książka? Wielu powie, że po to, abyś miał pieniądze na dalsze picie…
Dawid Janczyk: - Otworzyłem się z kilku powodów. Po pierwsze, traktuję książkę jako oczyszczenie, wyrzucenie z siebie bagna, w którym tkwiłem przez lata, stąd tytuł. Jestem w książce do bólu szczery, pokazuję moją drogę ze szczytu na dno, niczego nie ukrywam. Chcę skończyć z piciem, nie chcę już tak funkcjonować jak przez ostatnie lata. Mam nadzieję, że ostatnia strona będzie zamknięciem nie tylko książki, ale tego nieszczęsnego etapu w moim życiu. Po drugie, niech to będzie ostrzeżenie dla młodych piłkarzy. Niech zobaczą jak łatwo się zagubić, jak cienka granica jest między zabawą a początkiem nałogu. Po trzecie wreszcie, dlaczego miałbym się wstydzić, że książka może mi przynieść zarobek? Przecież nikomu niczego nie kradnę. Mam 31 lat, dwójkę dzieci, żonę… Muszę zarabiać na rodzinę. Aha: honorarium nie wpłynie na moje konto, a na konto moich bliskich.
- A z czego dziś żyjesz? W książce przyznałeś, że straciłeś 3-4 miliony złotych…
- W trakcie kariery pożyczałem duże sumy innym, teraz częściowo mi oddają. Pomagają mi też rodzice… Żyję normalnie, nie jest tak, że nie mam na chleb.
- Kilka razy próbowałeś wracać na boisko. Podejmiesz jeszcze jedną próbę?
- Zdecydowanie tak. Piłka to wciąż moja wielka miłość. Nawet dwa dni temu oglądałem w internecie kompilację moich bramek. Wiem, że wiele spraw zawaliłem, że to mogło i powinno było potoczyć się zupełnie inaczej. Czasu nie cofnę, ale w piłkę wciąż chcę grać.
- Z książki wynika, że zacząłeś balować jako piłkarz CSKA Moskwa, w Belgii mocno „przyspieszyłeś” z piciem, a po powrocie do Polski, zwłaszcza przed grą w Piaście Gliwice to już była jazda na całego…
- Dokładnie. Bywały straszne momenty. Gdy trafiłem na odtrucie do szpitala w Warszawie, na Sobieskiego, stało się ze mną coś bardzo złego. Krzyczałem przez sen, podobno po polsku, angielsku i rosyjsku. Musieli mnie przywiązać do łóżka, inni pacjenci nie mogli znieść tych krzyków. Organizm był już tak zatruty alkoholem, że znalazłem się na krawędzi śmierci. Lekarz powiedział mi potem, że tamtej nocy umierałem pięć razy. Na szczęście uratowali mnie.
- W książce piszesz, że zdarzały się sytuacje, w których wynosiłeś do lombardu różne rzeczy. Największe „samo upokorzenie” to zastawienie łańcuszka, który twoja córka dostała na chrzest…
- Bolesny moment, wiem, że jeszcze za niego „zapłacę”. Przecież córka dorośnie, przeczyta te słowa… Łańcuszka nie ma, a wstyd pozostanie… (Janczyk ma łzy w oczach)…
- No właśnie rodzina. Pijąc, musiałeś ją zaniedbywać…
- Przeszliśmy z żoną różne momenty. Ale wciąż jesteśmy razem, wciąż się kochamy. Właśnie to, że mogę liczyć na bliskich jest dla mnie najważniejsze. Ja jestem takim człowiekiem, który potrzebuje mieć tych kochających mnie blisko siebie. Nie wiem gdzie mnie los niedługo rzuci, wiem, że niekoniecznie wszędzie rodzina pojedzie ze mną, bo ma swoje sprawy na głowie, ale przy dzisiejszej technologii można być w kontakcie nawet na odległość. A to naprawdę potrafi zrobić różnicę, przynajmniej w moim przypadku. Dwa słowa od ukochanej osoby czasem kierują w bardzo dobrą stronę, trzymasz się, a brak tych dwóch dobrych słów sprawia, że upadasz. Mocno upadasz. Mam dwie wspaniałe córki, uwielbiam się nimi zajmować… Ja nie muszę szukać sensu życia poza alkoholem. Mam dla kogo żyć i walczyć. Upadałem wiele razy, ale zawsze próbowałem się podnieść. I teraz też próbuję!
- Trzymamy kciuki, aby powrót do piłki się udał, ale czy masz plan B? Coś musisz w życiu robić…
- Najważniejsza teraz jest próba powrotu, ale gdzieś tam moje myśli krążą przy szkółkach piłkarskich. Miałem już nawet kilka tego typu propozycji.
- Przez nierozważne postępowanie zniechęciło się do ciebie kilka osób, które ci pomagały jak Jacek Magiera czy Włodzimierz Lubański. Należy im się słowo „przepraszam”?
- Zdecydowanie tak. Zrobili bardzo wiele dla mnie, a ja nie dałem rady się odwdzięczyć… Ale właśnie książka, którą napisałem z Piotrem, mówi również o tym. Może ci, którzy przeczytają zrozumieją, że czasem osoba mająca problem z alkoholem nie działa racjonalnie, potrafi zrazić do siebie innych. Przepraszam za to raz jeszcze.
- Żeby nie było tylko smutno, wróćmy na chwilę do przyjemniejszych momentów. Twoje trzy najfajniejsze w piłce?
- Przejście do Legii Warszawa, mistrzostwa świata do lat 20 w Kanadzie, seria goli w Lokeren… Kilka fajnych momentów było…
- Byłoby ich więcej, gdybyś zamiast CSKA wybrał Atletico Madryt? Bo miałeś wtedy ofertę stamtąd…
- Na pewno Atletico – z dzisiejszej perspektywy – wydawało się lepszym wyborem. Ale z drugiej strony kto wie co by było gdyby… Przecież przed Legią byłem na testach w Chelsea, chcieli, żebym został w ich akademii. Ale gdybym został, to nie poznałbym mojej żony… Wiele spraw źle się ułożyło, ale wierzę, że ta karta się jeszcze odwróci.