Dominik Nagy trafił do Legii Warszawa jako wielki talent węgierskiej piłki. W stołecznym klubie miał pójść drogą Ondreja Dudy - kupiono go za grosze, a chciano sprzedać za grube miliony jakiś czas później. I początek młody skrzydłowy faktycznie miał całkiem dobry. W rundzie wiosennej poprzedniego sezonu był jedną z najjaśniejszych postaci "Wojskowych", w dwunastu meczach strzelił cztery gole i spodziewano się, że po odejściu Vadisa Odjidji-Ofoe w trwających rozgrywkach to właśnie on pociągnie zespół do kolejnych sukcesów.
Niestety Nagy poszedł drogą Dudy jeszcze pod innym względem - dość szybko do głowy uderzyła mu woda sodowa. Od kilku miesięcy coraz częściej mówiło się o mało sportowym trybie życia, jaki prowadzi Węgier. Podobno niejednokrotnie widziano go nocą w warszawskich lokalach czy klubach, a on sam też się z tym nie krył, bo niektóre z takich wypadów uwieczniał w swoich mediach społecznościowych.
A taka postawa natychmiast znalazła przełożenie na formę. W tym sezonie Nagy jest cieniem samego siebie, a jego dyspozycja na boisku spowodowała, że stracił miejsce w składzie. Podczas spotkania z Lechią Gdańsk Romeo Jozak chciał mu chyba dać sygnał, by młody piłkarz wreszcie się opamiętał, bo nie włączył go nawet do kadry meczowej. Ale Węgier sam dołożył do pieca, bo we wtorek udzielił dość głośnego wywiadu Polsatowi Sport. Przyznał w nim, że... za pół roku chciałby odejść z Legii do lepszego klubu.
W sieci zawrzało, a kibice byli wściekli na skrzydłowego, któremu wypominali brak zaangażowania i katastrofalną formę. Najwyraźniej przy Łazienkowskiej też zauważono, że trzeba podjąć konkretniejsze i ostrzejsze działania, bo w środę zesłano go do rezerw! Poinformował o tym serwis Legia.net. Nagy nie zjawił się na treningu pierwszego zespołu i jak na razie nie wiadomo, kiedy do niego wróci. Może taka drastyczna kara pozwoli mu się zreflektować i zająć tym, co najważniejsze - grą w piłkę, a nie chodzeniem po klubach i udzielaniem buńczucznych wypowiedzi.