PLUSY
Powrót mistrza? (Lech Poznań - Górnik Łęczna 3:1)
Najprawdopodobniej. Jak pod wodzą Macieja Skorży "Kolejorz" przegrywał z kim się dało, tak pod butem Jana Urbana poznaniacy zaczęli regularnie punktować. W czterech meczach zgarnęli osiem punktów i już tylko remis dzieli ich od wyjścia ze stefy spadkowej. Kolejne osiem, by znaleźć się po 30. kolejce w gronie szczęśliwców walczących o puchary. I następne... dwadzieścia jeden, by spróbować obronić tytuł. Czyli w praktyce - już po podziale dorobku - zaledwie dziesięć.
Konrad Forenc zaatakował Burligę w stylu kung-fu!
To pokazuje właśnie absurd ligowej reformy. Lech wystartował w połowie sezonu, a wciąż może realnie myśleć o tytule mistrzowskim. Sportowy marksizm w najczystszej postaci. W pierwszych trzydziestu meczach walczymy o 1,5 punktu za zwycięstwo, a poważną rywalizację zaczynamy w okolicach kwietnia. Jakby kazać kierowcom Formuły 1 ścigać się przez pięćdziesiąt kółek na poważnie, najlepszego nagrodzić uściskiem dłoni, zorganizować ponowny start i przyznać triumf najszybszemu na ostatnim okrążeniu.
Na taką głupotę nawet Amerykanie nie wpadli.
Najlepsi w rundzie jesiennej
Za nami piętnaście pierwszych kolejek sezonu zasadniczego, więc wypadałoby, nie tylko krytykować, ale też znaleźć jakieś plusy.
Matematyka nie kłamie. Najlepszy był Piast. Zdecydowanie. Gliwiczanie mieli wszystkie atuty. Przegrali ledwie trzy razy, a jedenaście razy zapisywali na swoim koncie komplet punktów. Tyle że o nich już było. Nie będziemy się powtarzać.
Na papierze, kandydat do spadku. Ewentualnie do ciężkiej orki w środku tabeli. W praktyce - zdecydowanie najlepsza - osiem punktów przewagi nad wiceliderem! - drużyna rundy jesiennej. Mimo że ta jeszcze się nie skończyła.
Puentujemy zgraną kartą. Piast wciąż ma wielkiego Vacka!
Zachwyciła też Cracovia. W całym 2015 roku tylko Legia zdobyła dwa punkty więcej. Jacek Zieliński znowu więc zadziwił. W Poznaniu ceniony, a trzydzieści kilometrów dalej, w Grodzisku Wielkopolskim, uznawany za taktycznego dyletanta. Facet-zagadka. Fortuna mu jednak sprzyja. W Krakowie wcielił się akurat w trenerskiego maga.
To nie koniec. Korona Kielce latem miała spaść. Dzisiaj jest piąta. Siódmy Ruch Chorzów miał walczyć o życie. Podobnie zresztą jak Termalica Bruk-Bet Nieciecza. Aktualnie dziewiąta, niedawno jeszcze trzecia. A skoro już przy dyplomach i wyróżnieniach jesteśmy, wspomnienie należy się również Nemanji Nikoliciowi. Węgier bywa wredy, momentami antypatyczny, ale strzelać potrafi. Gdyby nie on - i jego 16 goli - Legia mogłaby ścigać się z Lechem. Po dnie tabeli.
Strzelali też Polacy. Mariusz Stępiński grą w Ruchu zasłużył nawet na powołanie do kadry narodowej. Siedem goli zdobył w całej rundzie Maciej Gajos, sześć - odrodzony! - Mateusz Cetnarski, a sporo ciepłych słów - zwłaszcza na początku rundy, gdy Wisła jeszcze grała, a nie cierpiała, jak obecnie - usłyszał również Rafał Boguski.
Niestety, żaden z nich nie mógł się równać ze Sławomirem Peszką. Autorem bodaj najbardziej spektakularnego powrotu z Niemiec do Polski. Niczym agent 007. Wszedł na boisku i o jego wyczynach natychmiast wspomniała cała Polska. Bo też takiego piłkarskiego analfabety zza zachodniej granicy nie przywiało już dawno.
MINUSY
Górnik Zabrze idzie na mistrza. I ligi (Górnik Zabrze - Korona Kielce 0:1)
Coś się kończy. Górnika Zabrze uratować może już tylko cud. I nie chodzi tu o sytuację w tabeli. Ekipa Leszka Ojrzyńskiego wciąż trzyma bezpieczny dystans. Wygra ze trzy razy i prawdopodobnie przegoni Śląska Wrocław.
Tyle tylko, że no właśnie. Wygrać nie ma z kim. Taki koszmar najgorszych. Najgorszych... nieoczekiwanie. Bo ten Górnik kadrowo na I ligę nie zasługuje. Na papierze ma atuty. Jest Aleksander Kwiek, jest Robert Jeż, Łukasz Madej, Rafał Kosznik, Adam Danch - chociaż za nim najgorsza runda od czasów, kiedy nauczył się chodzić i korzystać z toalety - są koledzy Ojrzyńskiego, Maciej Korzym, Michał Janota (przy okazji, facet potwierdził, jednak nie umie grać w piłkę), a tymczasem leją ich wszyscy.
Przykre. W zeszłym sezonie w podobnej sytuacji znalazła się Zawisza Bydgoszcz. Spadła, drużyna się rozpadła i tyle ekipę Mariusza Rumaka widzieliśmy. Ale upadku takiej legendy polskiego futbolu jak Górnik Zabrze, nasza Ekstraklasa jeszcze nie widziała. Mimo wszystko.
Korona Kielce stukła czerwoną latarnię!
Krzysztof Janus nie dał rady (Zagłębie Lubin - Wisła Kraków 1:3)
Odnotujmy. Krzysztof Janus to jednak nie lubiński Luis Figo. Prawy pomocnik Zagłębia był naszym ulubieńcem. Sam ciągnął zespół beniaminka i ten wyrastał na miano rewelacji rozgrywek. Chwaliliśmy styl gry, szybkie ataki, dośrodkowania, prostotę. To się oglądało. No i trochę przesadziliśmy.
Zagłębie ma jedną koszmarną wadę. Jak zablokował się Janus, z zespołu Piotra Stokowca niewiele zostało. W sensie, gdyby zamiast Janusa, po prawym skrzydle "Miedziowych" biegał Eden Hazard, pewnie Lubin biłby się o mistrza. Ale to tylko Janus, więc podejrzewamy problemy. I walkę o utrzymanie.
Co zresztą podeszłoby już pod komedię. Taka kasa, takie możliwości, taki koncern i taka... no. Ale widzimy światełko w tunelu. Gdy ostatni raz rządziło Prawo i Sprawiedliwość, Zagłębie zdobyło tytuł.
Czyli co? Najlepszy prezes, to prezes Kaczyński? Jakieś 40% Polaków powinno się z tym zgodzić.
Nagroda ekstra: MINUS RUNDY JESIENNEJ
Sebastian Mila. Reprezentant Polski. Lider Lechii Gdańsk. Ponoć. Na murawie w tej rundzie spędził równo 483 minuty. Gola i asysty nie odnotowano.
Mieliśmy już na wielkich turniejach Pawła Sibika, mieliśmy Tomasza Zachorskiego, ale takiego czarodzieja jak Mila, jeszcze nigdy. Co w nim widzi Adam Nawałka?Rodzinę, przyjaciela, towarzysza podróży? Postaramy się odpowiedzieć na to pytanie do maja. Tym bardziej, że razem z nim na Euro wybiera się też ponoć, wspomniany już przez nas, Sławomir Peszko (420 minut na murawie).