- Jak ten mecz wyglądał z twojej perspektywy?
Gerard Badia (31 l., pomocnik Piasta Gliwice): - To był dla nas ciężki mecz, ale jestem zadowolony. Mieliśmy trochę szczęścia, że przez prawie całe spotkanie graliśmy mając jednego zawodnika więcej. Początek był w naszym wykonaniu chaotyczny. Nie potrafiliśmy utrzymać się przy piłce i jeszcze straciliśmy bramkę. Po 25 minutach zaczęliśmy kontrolować sytuację. Dobrze, że wyrównaliśmy przed przerwą. Po bramce Jorge Felixa patrzyłem na legionistów i widziałem na ich twarzach zmęczenie. W drugiej połowie wiedzieliśmy, że musimy dużo grac piłką, zmieniać stronę. Oni będą musieli więcej biegać i się zmęczą, a wtedy stworzymy sytuacje do strzelenia gola. I tak było. Wypracowaliśmy dwie, trzy okazje i jedną wykorzystaliśmy.
- Na ile wam pomogła czerwona kartka Jose Kante?
- Na pewno pomogła. Kante to zawodnik, który teraz ma bardzo dobry okres. Jego zejście z boiska już na początku meczu to był dla Legii bardzo duży minus. Musieli biegać dwa razy więcej. A tacy piłkarze jak Luquinhas czy Andre Martins za bardzo biegać nie lubią.
- Kara dla napastnika była słuszna, bo sędzia długo analizował faul na Milewskim na VAR-ze?
- W czasie przerwy w grze, kiedy arbiter poszedł oglądać zajście na monitorze, rozmawiałem z Kante. Jose powiedział mi, że źle to wyglądało. Przyznał, że trafił Milewskiego w kolano. Moim zdaniem bez VAR-u to byłaby żółta kartka. Przy wideo weryfikacji była czerwona. I tyle.
- Spodziewałeś się przed tą kolejką, że wyjeżdżając z Warszawy będziecie na drugim miejscu w tabeli?
- Myślałem sobie: kurcze, jak byśmy wygrali, to możemy być nawet na drugim miejscu w tabeli. Dobrze, że się udało, bo przed nami kolejne trudne spotkania.
- Wiosną wygrana na Legii otworzyła wam drogę do mistrzostwa. Teraz będzie podobnie.
- Teraz sytuacja jest inna. Legioniści maja osiem punktów przewagi. Oba mecze były bardzo ważne, ale ten z poprzedniego sezonu jednak ważniejszy. Ale będziemy walczyć do końca. Wygrana przy Łazienkowskiej dała nam zastrzyk energii.
- Oba spotkania łączy osoby strzelca zwycięskich goli dla Piasta – Gerarda Badii.
- Jest takie polskie powiedzenie – trafiło się ślepej kurze ziarno... To można powiedzieć, że dziś ślepa kura znowu trafiła (śmiech).
- Można powiedzieć, że masz patent na Legię.
- Nie wiem czy patent. Jak grasz na takim stadionie, przy 20 tysiącach ludzi, to jest ekstra sprawa. Gdy walczysz całe życie, żeby być profesjonalnym piłkarzem, to taki mecz jest nagrodą. Każdy z nas chce grać takie spotkania. W hotelu dowiadujesz się, że grasz od początku, są emocje i adrenalina. Trochę boli brzuch, ale już się nie możesz doczekać wyjścia na boisko. Gram w piłkę, bo kocham to robić.
- Przed meczem z Piastem Legia miała serię ośmiu wygranych z rzędu na własnym boisku. Jaki sposób na rywali wymyślił trener Waldemar Fornalik?
- Szkoleniowiec zdecydował, że zagramy czwórką obrońców. Potraficie grać, wyjdźcie na boisko i to pokażcie.
- Która z twoich bramek na Legii była ładniejsza - z ostatniego meczu, czy z wiosny?
- Obie były fajne, ale bardziej lubię gola z poprzedniego sezonu. Dziś w ogóle nie widziałem, czy trafiłem do bramki. Odwróciłem się i zobaczyłem, że Mikel Kirkesov trzymał się za głowę. - Kurcze, tak mało brakowało? - spytałem, a on mówi: - Nie, strzeliłeś! Czuję się pewnie, kiedy mam piłkę na lewej nodze. Jak jestem blisko od bramki i mam trochę czasu, to strzelam. Czasami zdarzy się i tak, że futbolówka poleci w trybuny, ale pracuję nad tym, żeby jak najczęściej wpadała do siatki.
- Spodziewaliście się więcej po Legii?
- Nie prezentowali się źle! Mają groźnych zawodników, ale ciężko jest przez 80 minut walczyć w osłabieniu. W ostatnich dwudziestu minutach mieli swoje sytuacje, Ale my nazywamy się Piast Gliwice i też umiemy grać w piłkę.
- Jesteś mistrzem i wicemistrzem Polski. Teraz z Lechią Gdańsk gracie o trofeum, którego jeszcze nie masz w kolekcji. O krajowy puchar.
- Z Lechią zawsze nam się ciężko grało. Spodziewam się, że teraz też będzie podobnie. W ostatnim meczu nie grało u nich kilku zawodników. Może się boją? (śmiech). A tak poważnie, to chcemy zajść w Pucharze Polski jak najdalej. To dla nas bardzo ważne rozgrywki.
- Czyli wygrana w tych rozgrywkach, to wasz główny cel na ten sezon?
- Najważniejsze jest zakończenie zasadniczej części rozgrywek Ekstraklasy w pierwszej ósemce. A to nie będzie łatwe. Wystarczy przegrać jeden mecz i od razu robią się kłopoty. Jestem pewien, że jeżeli w rundzie finałowej zagramy w grupie mistrzowskiej, to Piast będzie groźny dla wszystkich.
- Co z przedłużeniem kontraktu w Gliwicach?
- Jest to uzależnione od liczby minut, jakie muszę rozegrać. Nie wiem ile mi jeszcze brakuje. Podobnie jak nie wiem, co będę robił za rok. W Gliwicach jestem już sześć lat. Mamy tu znajomych, czujemy się z żoną jak w domu. Na pewno jak skończę grać w piłkę, to wrócimy z rodziną do Hiszpanii, bo tam jest... troszeczkę cieplej. Już kiedyś mówiłem, że na razie mam na stole tylko jedną ofertę – od teściowej, która prowadzi firmę z oponami samochodowymi i proponowała mi pracę.