- Przyjaciele mówią mi, że wyglądam na boisku jak Messi. Ale ja mam swój styl gry i chcę pokazywać go na boisku. Moja ulubiona pozycja to prawe skrzydło, ale mogę też grać na pozycji numer 10 – charakteryzuje sam siebie Medeiros. Ostatni rok spędził w Genoi, gdzie jednak furory nie zrobił. W rundzie wiosennej grał jeszcze w miarę regularnie i strzelił dwa gole, ale jesienią był już rezerwowym. Kiedy w Genoi błyszczał nasz Krzysztof Piątek, Medeiros pakował już powoli walizki i szykował się na powrót z wypożyczenia.
Jeśli chodzi o życie na walizkach, Medeiros ma zresztą bogatą przeszłość. Jest wychowankiem Sportingu Lizbona, który niemal co rok go gdzieś wypożyczał. Na takiej zasadzie Iuri trafiał już do Arouca, Moreirense, Boavisty, Genoi i teraz do Legii.
Jeszcze kilka lat temu miał w Portugalii opinię wielkiego talentu. Grał w młodzieżowych reprezentacjach kraju (nigdy jednak w seniorskiej).
Pochodzi ze słynnej szkółki Sportingu Lizbona, która wychowała m.in. Ronaldo, Naniego czy Figo. Świetnie grał na wypożyczeniach w Moreirense i Boaviście, dlatego tak mocno chciała go Genoa. Za nim jednak fatalny rok w Serie A, dlatego Portugalczyk zdecydował się na Legię, by się odbudować.
Według portugalskich ekspertów jest świetny technicznie, szybki, bardzo dobrze wykonuje rzuty wolne. Jak to jednak często bywa, jeśli do polskiej Ekstraklasy trafia zawodnik z dużym nazwiskiem, musi mieć jaki feler. W przypadku Medeirosa jest to nim podejście do treningów i w ogóle bycia piłkarzem. Czyli zdolny, ale leniwy. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że rządzący Legią twardą ręką trener Sa Pinto nad nim zapanuje.