Do pewnego momentu tego sezonu Wisła Kraków prezentowała się naprawdę znakomicie i utrzymywała się w ścisłej czołówce tabeli. A do tego z kilkoma nowymi zawodnikami - m.in. Carlitosem Lopezem - grała naprawdę atrakcyjną dla oka piłkę. W pewnym momencie w tej maszynie Kiko Ramireza coś się jednak zacięło. Od końca sierpnia "Biała Gwiazda" nie wygrała trzech kolejnych spotkań (porażki z Zagłębiem Lubin i Arką Gdynia, remis z Lechią Gdańsk) i w sobotnim starciu z Piastem Gliwice chciała się wreszcie przełamać. Z kolei podopieczni Dariusza Wdowczyka zaczęli się odbijać od dna po fatalnym początku sezonu i jeszcze przed przerwą reprezentacyjną wygrali dwa mecze - przede wszystkim z faworyzowaną Jagiellonią Białystok.
Szczerze musimy jednak przyznać, że zupełnie nie wiedzieliśmy, czego spodziewać się po spotkaniu przy Reymonta. Żadnej ze stron nie można było określić jakimś zdecydowanym faworytem, dlatego też wyglądało na to, że czeka nas wyrównane starcie. Niestety wyrównane w stylu najgorszym z możliwych. Momentami aż współczuliśmy kibicom, którzy znaleźli się na trybunach, a co jakiś czas można było usłyszeć zgrzytanie zębów niektórych z nich. Bo na boisku w Krakowie nie działo się po prostu nic. Wisła może i chciała, ale podobnie jak w poprzednich meczach widać było u niej brak Petara Brleka, który stosunkowo niedawno został sprzedany do Włoch. Bez utalentowanego Chorwata nie było komu wziąć odpowiedzialności za rozegranie, nowi w zespole Hiszpanie wyglądali jak cienie piłkarzy, a sam Carlitos nie był w stanie nic zdziałać. Jeśli zaś chodzi o Piasta, to wyglądał jeszcze gorzej, niż i tak już słabi rywale. Dlatego też z ulgą przyjęliśmy gwizdek sędziego oznaczający koniec pierwszej połowy, w której żadne gole nie padły. Jedyny pozytyw? Gorzej już być nie mogło.
Można było mieć nadzieję, że w przerwie trenerzy nieco wstrząsną swoimi zespołami i w drugiej części gry obejrzymy chociaż nieco lepszy mecz. Niestety jednak nic z tego. Pierwsza ciekawsza sytuacja miała miejsce... dwadzieścia minut po wznowieniu spotkania. Pozytywny impuls dał gospodarzom wprowadzony z ławki rezerwowych młody Kamil Wojtkowski, który minął rywala i uderzył z dystansu, ale piłka o centymetry minęła słupek bramki.
I tak to spotkanie toczyło się od jednego niedokładnego podania do drugiego, od jednej straty do kolejnej, aż przyszła 87. minuta. Na indywidualną akcję zdecydował się ten, który jako jedyny tego dnia próbował szarpać i na którego liczono najbardziej - Carlitos. Minął w polu karnym dwóch rywali, po czym runął na ziemię. Sędzia podyktował rzut karny i choć powtórki wykazały, że kontakt nogi Hiszpana z rywalem faktycznie był, to jednak bardzo delikatny, przez co odgwizdanie tego faulu było nieco kontrowersyjne. Niemniej do piłki podszedł sam poszkodowany i z małymi problemami trafił do siatki. Jakub Szmatuła miał już futbolówkę na dłoniach, jednak ta przełamała mu ręce i wpadła do siatki. To jednak nie był koniec popisów Hiszpana. W ostatniej akcji meczu jeszcze wyszedł do kontry i mocno uderzył z ostrego kąta drugi raz wpisując się na listę strzelców. Dzięki niemu gospodarze mogą cieszyć się z kolejnych trzech punktów w tym sezonie i przełamania serii trzech kolejnych spotkań bez wygranej.
Wisła Kraków - Piast Gliwice 2:0 (0:0)
Bramka: Carlitos Lopez 88, 93
Żółte kartki: Maciej Sadlok, Kamil Wojtkowski - Aleksandar Sedlar, Michal Papadopulos, Patryk Dziczek
Wisła Kraków: Buchalik – Cywka, Gonzalez, Arsenić, Sadlok – Basha (77. V. Pérez), Llonch - Ze Manuel (62. Wojtkowski), Balleste (69. Paweł Brożek), Małecki - Carlitos
Piast Gliwice: Szmatuła – Konczkowski, Sedlar, Pietrowski, Rugasević – Valencia (90. Jagiełło), Vranjes (90. Hebert), Dziczek, Zivec – Vassiljev – Papadopulos (46. Jankowski)
Marcn Robak w pojedynkę zatrzymał Górnika Zabrze